Reklama
Rozwiń

Dziesięć dni, które wstrząsnęły światem

Tytuł jest rzecz jasna wzięty z okładki książki Johna Reeda, amerykańskiego dziennikarza i socjalisty, który zrelacjonował w niej wydarzenia Rewolucji Październikowej 1917 roku. Będąc „on the ground”, jak mówimy w biznesie inwestycyjnym.

Publikacja: 24.02.2025 06:00

Ludwik Sobolewski, były prezes giełd (Warszawa, Bukareszt), prawnik, menedżer, autor książki "Po pro

Ludwik Sobolewski, były prezes giełd (Warszawa, Bukareszt), prawnik, menedżer, autor książki "Po prostu to zrobić"

Foto: materiały prasowe

Nie miałem pisać o tej postaci, chociaż okoliczności, w jakich powstała książka, nie są banalne. I nie chodzi mi tylko o rewolucję proletariacką. Ciekawy, z perspektywy zagadnienia wolności, jest kontekst amerykański. USA nie wahały się wówczas przed usuwaniem niepożądanych treści z mediów. Tych mogących być uznanymi za propagandę antywojenną (toczyła się I wojna światowa) czy szerzenie wywrotowych treści, w których sympatyzowano z protagonistami wydarzeń w Rosji. Odbywało się to zgodnie z ustawą The Espionage Act z 1917. Na jej podstawie między innymi zakazano działalności pisma, w którym zwykle publikował Reed. Opowieść o dniach rewolucji została wydrukowana w innym magazynie. Założycielem obu był Max Eastman. Też postać przeciekawa. Początkowo socjalista i miłośnik bolszewickiej rewolucji (jako jedna z pierwszych prominentnych figur w Ameryce). Po spędzeniu w Rosji kilku lat w latach 20 ubiegłego wieku (wcześniej to właśnie Eastman wysłał Reeda z misją reporterską) był też jednym z pierwszych w USA krytyków Stalina, a potem całego systemu komunistycznego. Na koniec zasłynął jako liberał i zwolennik gospodarki rynkowej. Można powiedzieć, że za dużo tych wolt i odbiera mu to wiarygodność, ale w gruncie rzeczy Eastmanowi zawsze chodziło o to samo – o wolność. Tylko nie zawsze dobrze diagnozował, od czego ona zależy.

My też przeżywamy dni, które wstrząsają światem. Tak jak wtedy gdy patrzyliśmy z osłupieniem na samoloty wbijające się w wieże World Trade Centre w Nowym Jorku. To już prawie 25 lat temu. Miało się poczucie, że dzieje się coś przełomowego. Podobnie gdy walił się światowy system finansowy. Symbolicznie będziemy to pewnie już zawsze wiązać z upadkiem Lehman Brothers w 2008 roku. Następny taki moment to zapewne pierwsze tygodnie oficjalnie ogłoszonej pandemii. A teraz wyłanianie się nowego geopolitycznego świata, jaki funduje nam Donald Trump.

Rewolucja trumpowska będzie co najmniej równie doniosła, jak poprzednie przełomowe momenty. Zawsze powodowały one ograniczenie wolności.

Bo z wolnością, rozumianą jako wartość realizującą się na styku z państwem, jest zawsze problem.

W zawierusze, przez którą przechodzimy, pewne instytucje działają sobie, jak gdyby nigdy nic. I regulują to, co wymaga regulacji. Już na pewno wiadomo, co mogę mieć na myśli. Jak nic, chodzi znowu o Unię Europejską.

Jest ona w trakcie uchwalania rozporządzenia o ograniczeniu odpadów w przemyśle i w handlu odzieżą oraz żywnością. Jeszcze nie ma aktu prawnego, ale podobno osiągnięto, jak donosi „Financial Times”, konsensus między Komisją Europejską a Parlamentem.

I jest, jak zwykle ostro i konkretnie. Redukcja wolumenu odpadów, poprzez obowiązki nałożone na producentów i platformy e-commerce. Oczywiście jak zawsze zapłacą konsumenci, bo ktoś musi ponieść dodatkowe koszty, tak aby marże się nadal zgadzały.

Ta nowa regulacja nie ma być wymierzona w konsumentów, to rzecz więcej niż oczywista, lecz przede wszystkim w branżę „szybkiej odzieży”, czyli tanich i szybko zużywających się ubrań (istnieje już nawet ultra-fast fashion) i w pozaeuropejskie (czytaj: chińskie) platformy je sprzedające. I w producentów śmieciowego jedzenia. Cały sektor produkcji i spożycia żywności generuje w Unii około 60 milionów ton odpadów rocznie; tekstylia dorzucają 13 milionów. Jest co regulować.

Nie naigrawam się, bo staram się rozumieć dylemat towarzyszący polityce regulacyjnej. Brzmi on moim zdaniem tak: nie możemy działać selektywnie, zakazując określonych modeli biznesowych lub tych o określonej proweniencji geopolitycznej. Byłoby to bowiem sprzeczne z paradygmatem równości i wolności. W związku z tym pozostaje metoda ustanawiania neutralnie skonstruowanych ograniczeń, które nikogo nie dyskryminują ani nie uprzywilejowują, bo tną ostrzem równo po wszystkich. Dalej musimy zastosować wymierne kryteria i warunki, bo regulacja ma być wyposażona w sankcje za jej naruszanie. Jedziemy zatem po całym sektorze z taką czy inną stawką procentową nakazanej redukcji odpadów. W tym momencie wiadomo, że choć chodziło przede wszystkim o fast fashion i fast food, to jednak nowe warunki będą obowiązywać wszystkich. Poza tym celem jest porządne rozwiązanie problemu, w związku z tym obowiązki nie są nałożone li tylko na producentów, ale na cały łańcuch wytwarzania, dystrybucji, sprzedaży, magazynowania i recyklingu. Unia na tę okoliczność tworzy od razu wyrażenie: ERP, czyli extended producer responsibility. Czyli odpowiedzialność za cały łańcuch. Jako żywo model z wdrażania norm ESG. Wszystkie limity i okresy dostosowawcze są skwantyfikowane, tak aby wykluczyć arbitralność przy rozliczaniu z dotrzymywania zobowiązań. Unia pokazuje nawet, że dba o małe przedsiębiorstwa, bo jeśli firma zatrudnia mniej niż dziesięciu pracowników, to będzie mogła skorzystać z dłuższego okresu dostosowawczego. I to na pewno zostanie odnotowane kiedyś w jakimś raporcie na temat tego, jak bardzo UE popiera sektor MŚP.

To pokazuje, jak bardzo niemożliwe jest pogodzenie wielu różnych celów i wartości – aby było jednocześnie prośrodowiskowo, efektywnie, skutecznie, proprzedsiębiorczo, wolnorynkowo, nie antyrozwojowo, równościowo, eliminująco, ekonomicznie w sensie kosztowym, i tak dalej, i tym podobne. Tego się nie da zrobić, jeśli zaczynamy od aksjomatu wolności i równości, i chcemy ich przestrzegać w każdym calu. Ale jak z kolei moglibyśmy porzucić te aksjomaty, przecież wtedy nie bylibyśmy sobą...

Deregulacja jest właśnie dlatego trudna. Bo jeśli wiąże nas paradygmat równości, to pozostaje nieskomplikowana inżyniera wsteczna polegająca jedynie na zmianach okresów i wskaźników procentowych lub poziomów ilościowych.

W trumpowskiej rewolucji chyba chodzi o porzucenie aksjomatu równości. To otwiera drogę do selektywnej regulacji, która może być niesprawiedliwa, i do radykalnej oraz równie selektywnej deregulacji, która jest przez to skuteczna.

Felietony
Jak poprawić IKZE?
Felietony
Ryzyka inwestycji w podmioty sektora MedTech
Felietony
Akcja deregulacja
Felietony
Wzrost w niepewnych czasach
Felietony
Odpowiedź na amerykańskie limity?
Felietony
Distressed M&A – polski rynek przejęć firm znajdujących się w trudnej sytuacji