Oczywiście, podatek bankowy nie jest dla akcji kredytowej neutralny, ale jego wpływ na cenę pożyczki jest obecnie niewielki. Dodatkowa nadpłynność sektora ulokowana w bonach pieniężnych (250 mld PLN) nie wynika raczej z braku chęci banków do udzielania kredytów tylko braku chęci klientów do ich brania przy obecnych stopach (z różnych wglądów, ale podatek nie wydaje się tu najważniejszy – niepewność co do warunków makro sprawia, że od lat popyt na kredyty tego segmentu jest niski). Obecnie największe zapotrzebowanie na kredyt jest generowane przez Skarb Państwa (wysokie emisje obligacji), można więc przyjąć, że biorąc pod uwagę zarówno akcję kredytową jak i zakupy obligacji banki jednak finansują gospodarkę (i jej wzrost) na dość wysokim poziomie. Jak to się rozkłada pomiędzy sektor prywatny i państwowy jest jedynie skutkiem struktury popytu na pożyczki w obu tych segmentach. Chęć banków do udzielania bądź nie kredytów nie ma tu nic do rzeczy – po prostu obserwujemy efekt wypierania kredytu przez obligacje SP.
Polska bankowość, jak zwrócił uwagę jeden z przedstawicieli sektora, charakteryzuje się nadmiernym udziałem papierów dłużnych w aktywach, obok takich krajów, jak: Portugalia, Włochy i Grecja. Pytanie – czy te państwa łączy podatek bankowy z przywilejami dla obligacji czy raczej podwyższone stopy i wysoki deficyt (czy dług) publiczny? A może oba te czynniki, jedne wynikający z drugich?
Jedyny realny scenariusz dla zauważalnego wzrostu popytu na kredyt np. dla firm (poza wymuszeniem inwestycji dla spółek z udziałem SP, co i teraz można zrobić) to spadek stóp procentowych. A to jest już w części w gestii rządu, który, ograniczając deficyt budżetowy, mógłby na nie wpłynąć. Zmniejszenie emisji obligacji z tym związane zachęciłoby banki (czy wręcz zmusiło) do bardziej ekspansywnej polityki kredytowej, a spadek stóp procentowych tym wywołany – klientów do zaciągania kredytów. Taki pomysł jako sposób na ożywienie na rynku kredytów dla firm się nie pojawia.
Obecnie nie dość, że SP jest głównym klientem banków, jeśli chodzi o finansowanie, to dodatkowo nie zwraca on uwagi na cenę pożyczki, bo dług na finansowanie deficytu zaciągnąć musi. Co więcej, za koszty tych pożyczek nie jest w żaden sposób rozliczany. Gdy istnieje podmiot, który rok w rok zaciąga ogromne zobowiązania bez względu na procenty, to skutek łatwo przewidzieć – dla innych nie ma już miejsca. Firmy i osoby fizyczne rezygnują z kredytów, uznając że przy obecnych stopach nie opłaca się ich zaciągać. Budżet natomiast pożycza na potęgę i to z roku na rok coraz więcej. Co więcej, uznawane jest to za coś normalnego, wręcz według niektórych (MMT) – pożądanego. Nie usłyszymy raczej od najważniejszych polityków „musimy ograniczyć wydatki np. socjalne, bo koszty ich finansowania dramatycznie wzrosły”. A to powinna być normalna reakcja na wzrost stóp procentowych. Ale gdy zaciągający pożyczki nie musi się martwić o ich spłatę (tym zajmą się inni, kiedyś), czyli odmiennie niż w firmach czy gospodarstwach domowych, to jak miałoby by być inaczej? Czym innym jest w końcu deficyt wywołany np. 800+ przy stopie 1,5 proc., a czym innym ten sam przy stopie 6 proc.
Może w końcu przyznajmy, że problem słabej akcji kredytowej wynika nie tyle z niechęci banków do udzielania kredytów czy istnienia podatku bankowego, ile raczej z wypychania firm z rynku kredytowego przez potrzeby budżetowe i wysokie stopy procentowe, a sama idea podatku bankowego – daniny nałożonej na największego płatnika CIT – w Polsce jest chybiona i rodzi w długim terminie więcej problemów niż warte jest te kilka miliardów dla budżetu? Bo jeśli przyjmiemy, że podatek bankowy tak silnie hamuje akcje kredytową, to przy uznawanej przez ekonomistów zależności, polegającej na zwielokrotnionemu przełożeniu wzrostu inwestycji/konsumpcji (dzięki m.in. kredytowi) na przyrost PKB, a co za tym idzie na zwiększenie wartości zebranych podatków np. VAT/CIT/PIT, to likwidacja podatku bankowego powinna być pierwszym pomysłem rządu i MF, którzy z radością powitaliby dodatkowe wpływy do budżetu (z innych podatków) po zlikwidowaniu daniny od banków.