Według ostatnich danych Eurostatu za rok 2019 średnia stopa inwestycji do PKB dla całej Unii Europejskiej wyniosła 21,6 proc., a dla krajów strefy euro według wstępnych danych za ubiegły 24,2 proc. Co gorsza, w Polsce tendencja spadkowa utrzymuje się już od 2008 r., kiedy to stopa inwestycji osiągnęła poziom 23,1 proc. Jedną z powszechnie podawanych przyczyn tego stanu rzeczy jest brak przewidywalności i stabilności przepisów prawnych. Jeśli tak jest rzeczywiście, to wypada postawić pytanie, dlaczego do roku 2001 stopa inwestycji w Polsce utrzymywała się na poziomie przewyższającym 20 proc.? Trudno przypuszczać, iż regulacje prawne obowiązujące w okresie przed akcesją do Unii Europejskiej były bardziej przyjazne dla inwestorów niż w okresie po akcesji. Bardziej wiarygodnym wyjaśnieniem wydaje się te odnoszące się do poziomu krajowych oszczędności.

Obok wielu innych są one jedną z kluczowych determinant wielkości inwestycji. Im wyższy poziom oszczędności w gospodarce, tym wyższa stopa inwestycji. Tyle mówi teoria, a empiria? Otóż dane empiryczne ponownie zdają się potwierdzać teorię. O ile w Polsce stopa oszczędności przedsiębiorstw niefinansowych od początku ubiegłej dekady nieznacznie przewyższa stopę oszczędności w całej Unii Europejskiej, o tyle w przypadku oszczędności gospodarstw domowych sytuacja wygląda już diametralnie inaczej.

Od połowy lat 90. ubiegłego wieku stopa oszczędności w tej grupie systematycznie maleje, osiągając obecnie poziom zbliżony do 9 proc., podczas gdy średnia dla całej Unii Europejskiej od lat pozostaje stabilna w okolicach 18 proc. Na dodatek polityka wysokich ujemnych realnych stóp procentowych praktykowana obecnie w Polsce odbije się bardzo negatywnie na krajowej stopie oszczędności w niedalekiej przyszłości. Jednak erozja prywatnych oszczędności to zjawisko widoczne w takiej skali dopiero w ostatnim okresie, a spadek inwestycji to znacznie dłuższy proces.

Możliwe zatem, że przyczyna leży jeszcze gdzie indziej. Intuicyjnie oczywistym jest, że firmy, nie będąc zmuszonymi do znaczącego podnoszenia wynagrodzeń, nie kwapią się do kosztownych inwestycji w maszyny, urządzenia czy technologie. Ten sam efekt można osiągnąć, przynajmniej krótkoterminowo, zwiększając zatrudnienie. I znowu w weryfikacji tej tezy pomocne mogą okazać się twarde dane. Eurostat podaje, iż w ubiegłym roku udział wynagrodzeń w PKB w krajach unijnych wynosił średnio 37,8 proc., a w Polsce było to tylko 32,5 proc. Mniej nie tylko od unijnej średniej, ale nawet od Węgier i Czech.

Jeszcze ciekawiej wypada porównanie udziału wynagrodzeń w relacji do PKB na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat. Średni udział dla całej Unii Europejskiej zwiększył się w tym okresie o 0,7 pkt proc., podczas gdy w Polsce zmalał o 2,6 pkt proc. Zatem być może to właśnie model konkurencyjności gospodarczej oparty na niskich płacach jest winowajcą obecnej sytuacji.