Stany nadzwyczajne

Tym, którzy patrzą z niepokojem lub zdumieniem na to, co się dzieje obecnie gospodarce i okolicach, przypominam, że z nadzwyczajnymi wydarzeniami i reakcjami na nie mamy do czynienia już od prawie 15 lat.

Publikacja: 18.10.2022 21:00

Roman Przasnyski, analityk rynków finansowych

Roman Przasnyski, analityk rynków finansowych

Foto: materiały prasowe

Czas więc byłoby się już do tego przyzwyczaić i pogodzić z uznawanymi jeszcze niedawno jako ekstrawaganckie metodami działań zarówno banków centralnych, jak i rządów.

W 2008 r. upadał Lehman Brothers, uruchamiając jeden z największych w historii globalnych kryzysów finansowych, wydawało się, że nic gorszego za naszego życia nie może się wydarzyć. A jednak. Choć zmiany klimatyczne zagroziły wielu gatunkom zwierząt, z pewnością nie zrobiły krzywdy czarnym łabędziom. Wręcz przeciwnie, mają się one bobrze, a nawet coraz lepiej i krążą sobie nad światem coraz bardziej swobodnie. Do tego stopnia, że pewne jest ich przybycie, nie wiadomo tylko co z sobą przyniosą. W pewnym sensie mamy więc do czynienia z deprecjacją tych zjawisk, przynajmniej w kwestii częstości ich pojawiania się. Bardziej poważnym problemem jest deprecjacja ludzkich możliwości w rozpoznawaniu zagrożeń, a i sztuczna inteligencja jakoś specjalnie nam w tym nie pomaga.

Pomijając zagadnienia filozoficzne, warto dokonać krótkiego przeglądu stanów nadzwyczajnych, a w szczególności nadzwyczajnych środków, które miały i mają służyć przywrócenie normalności. W czasach wspomnianego kryzysu finansowego mieliśmy do czynienia z nacjonalizacją gigantycznych i wszechmocnych, wydawało się, instytucji finansowych w Stanach Zjednoczonych, ostoi wolnego rynku i liberalizmu gospodarczego. Tamtejszy rząd nie miał wielkiego wyboru, poza tym, by puścić z torbami klientów banków i firm ubezpieczeniowych, które nie dały sobie rady z kontrolą ryzyka i pazernością w dążeniu do osiągania zysku. Nacjonalizacja okazała się jedynie narzędziem doraźnym i po niezbyt długim czasie wszystko wróciło do normy. Znacznie dłużej trwało przywracanie do normy działań banków centralnych, które spełniły ważną rolę zarówno w gaszeniu kryzysu, jak i reanimowaniu mocno poturbowanej globalnej gospodarki. Tradycyjne narzędzia, takie jak obniżanie stóp procentowych, okazały się zdecydowanie zbyt mało skuteczne. Doszło do znanych jedynie z teoretycznych rozważań sytuacji, w których stopy procentowe były ujemne, a deponenci płacili bankom za możliwość „przechowania” ich pieniędzy. Doszło wreszcie, choć z pewnymi oporami, do finansowania rządów przez banki centralne, a następnie kontrowersyjna koncepcja zrzucania pieniędzy z helikopterów stała się faktem.

Mimo to władcy pieniądza okazali się jednak dość bezradni w upragnionym pobudzaniu inflacji. Udało się to dopiero w czasie pandemii, gdy inicjatywę wreszcie przejęły rządy, pompując pieniądze bezpośrednio do kieszeni gospodarstw domowych oraz firm, chroniąc je przed katastrofą. Teraz inflacja wyrwała się spod kontroli i trzeba z nią walczyć, kosztem gospodarki i konsumentów. Wahadło wychyliło się więc w drugą stronę. Skutkiem pandemii były gigantyczne turbulencje w dostawach niezbędnych do utrzymania produkcji surowców i komponentów, wzmacniające inflacyjną presję.

Jakby tego było mało, Władimir Putin zdecydował się po raz drugi zaatakować Ukrainę, tym razem na znacznie większą niż kilka lat temu skalę. W efekcie mamy do czynienia z szokiem na rynkach zarówno surowców energetycznych, jak i w dużej mierze żywnościowych. Obecnie już nawet nie chodzi o gigantyczny wzrost cen, ale o fizyczne niedobory podstawowych dóbr oraz towarów i komponentów niezbędnych do ich produkcji. Wskutek tego trzeba było szukać nadzwyczajnych środków ratowania się w tej sytuacji, przy których ujemne stopy procentowe, czy zalewanie rynków pieniędzmi, wydają się dziecinnymi zabawkami. Wśród tych narzędzi znajdują się takie, jak zamrażanie cen, połączone z dotowaniem konsumentów oraz firm, by podtrzymać je przy życiu. Widmo niedoborów zmusza do radykalnych działań. W kontekście wspomnianej przejściowej nacjonalizacji części amerykańskich instytucji finansowych, najnowsze plany Komisji Europejskiej, zakładające zmuszanie firm do produkcji i magazynowania niektórych wyrobów i surowców, wydają się relatywnie „liberalne”. Dochodzi więc do powrotu gospodarki centralnie sterowanej, szczególnie u nas uznawanej za relikt słusznie minionej epoki. Prywatne w większości europejskie przedsiębiorstwa w przypadku niesubordynacji mają być obłożone co najwyżej karami finansowymi. Nie jest więc aż tak źle, by trzeba było do nich wprowadzać komisarzy. Ale czy to już koniec nadzwyczajnych rozwiązań?

Czarne łabędzie nadal mają się dobrze i nie wiadomo, jaki numer jeszcze wywiną.

Felietony
„Oni to my” – konsultacje Listing Act
Felietony
Zrównoważony rozwój po kantońsku
Felietony
Niebezpieczny trend
Felietony
Poranne uwolnienie jaśminu
https://track.adform.net/adfserve/?bn=78448408;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Felietony
CSRD – konsekwencje opóźnień
Felietony
Polacy wolą trzymać w skarpecie