Cash (flow) is brutal

Nie da się ukryć, że wiele spółek giełdowych ma od pewnego czasu spore kłopoty finansowe. Do tego grona należą też firmy do niedawna uznawane za blue chips, takie jak Elektrim i Stalexport, czy rokujące niegdyś wielkie nadzieje, jak np. Netia. Sny o potędze często kończą się jednak nieprzyjemnie.

Publikacja: 03.12.2001 19:18

W gronie firm giełdowych, borykających się z poważnymi kłopotami finansowymi, zagrażającymi ich bytowi, znalazło się kilka spółek, które mają dla warszawskiego parkietu niebagatelne znaczenie. Niewątpliwie do niechlubnej czołówki należy zaliczyć Elektrim, Stalexport i Netię. Ich sytuacja jest dość zróżnicowana, jednak charakteryzuje się jedną cechą wspólną - ogromnym zadłużeniem i kłopotami z płynnością finansową. Mówiąc ludzkim językiem, nie są one w stanie spłacać swoich długów lub mają z tym poważne problemy. Dodatkowo zaś zadłużenie to powoduje powstawanie kosztów finansowych tak wielkich, że "zjedzą" każdy zysk wypracowany przez te spółki z prowadzonej działalności (o ile ta działalność w ogóle jest zyskowna).

Warto zwrócić uwagę, że mówimy tu o dwóch różnych aspektach funkcjonowania firm - wypłacalności i zyskowności. Są one ze sobą ściśle związane, lecz jednak wyraźnie odrębne. Ekonomiści mówią czasem, że zysk jest teorią, wypłacalność zaś rzeczywistością. Co jest ważniejsze? Trudno rozstrzygnąć, choć znaczenie ma fakt, że możliwe jest funkcjonowanie przez wiele lat przedsiębiorstwa, które nie przynosi zysków, jednak sytuacja, w której nie reguluje ono swoich zobowiązań, z reguły kończy się znacznie szybciej i mniej przyjemnie. Tak więc nawet, gdy firma ma świetne perspektywy na osiąganie wspaniałych zysków, może tego zwyczajnie nie doczekać z powodu braku środków. Stąd też tak wielką wagę należy przykładać do planowania przepływów finansowych.

Wydawałoby się, że im skala działania firmy szersza i im jej działalność bardziej złożona, tym waga tego typu zagadnień większa i lepsza jakość stosowanych rozwiązań. Praktyka dowodzi, że wcale tak być nie musi.

Jesienią 1994 r. - a więc niemal dokładnie siedem lat temu - w PARKIECIE ukazał się artykuł zatytułowany "Elektrim tonie w należnościach". Z tekstu możemy dowiedzieć się, że udział należności w sumie bilansowej tej firmy wynosił aż 75%. Spośród prawie 15 bln zł majątku obrotowego 13 bln zł stanowiły właśnie należności. Dane te są, oczywiście, w starych złotych i w tamtym czasie były to wielkie kwoty. Ale i w obecnej walucie muszą robić wrażenie, jeśli wziąć pod uwagę, że poprzedni bilion złotych równa się obecnym 100 milionom złotych. Obecnie jej zobowiązania wynoszą około 4 miliardów złotych (40 bilionów starych złotych!).

Dziś znów o Elektrimie mówią wszyscy, choć kłopot z płynnością lokuje się po przeciwnej stronie skali. Spółka ta może być klasycznym przykładem na to, na jak kruchych podstawach opiera się istnienie firmy, która popełnia błędy w zarządzaniu płynnością. Jak widać, błędy te są jej specjalnością od lat.

Warto też zwrócić uwagę na pewien interesujący mechanizm, który wystąpił w kilku giełdowych spółkach, niegdyś zaliczanych do grona tzw. blue chips.

Jest on doskonale widoczny na przykładzie sprywatyzowanych na początku lat 90. central handlu zagranicznego. W momencie wprowadzania ich na giełdę, były one u szczytu potęgi. Wszystkie miały jeszcze jedną wspólną cechę - dysponowały ogromną ilością gotówki, pochodzącej przede wszystkim z rozliczania różnic kursowych lub zwrotu nienależnie pobranych podatków. Dziś nazwy takie, jak Agros, Rolimpex, Stalexport, Impexmetal, Mostostal Export budzą wśród inwestorów jedynie uśmiech politowania i wyblakłe wspomnienia dawnej świetności. Elektrim jest w tym towarzystwie klasą dla siebie. Po latach dynamicznego rozwoju, zaczyna być przyrównywany do Universalu, niegdysiejszego cesarza spekulacji. A jeszcze całkiem niedawno takie porównanie wydawało się absurdalne. Teraz już nie.

Powstaje więc pytanie - jaki kataklizm spowodował, że z potężnych firm, opływających w gotówkę, której pozazdrościć mógłby niejeden bank, działających na ogół w dość atrakcyjnych branżach, po kilku latach pozostały zaledwie szczątki lub góry długów z marnymi szansami na ich spłatę. Oczywiście, można wymieniać dziesiątki powodów, jednak, moim zdaniem, jednym z najważniejszych jest jakość zarządzania oraz bierna postawa akcjonariuszy. Te dwa czynniki doprowadziły liderów naszej giełdy do tak nieciekawej sytuacji. Ułatwiło to znakomicie inwestorom branżowym przejęcie nad nimi kontroli. Trudno oprzeć się wrażeniu, że to właśnie brak przemyślanej strategii lub ewidentne błędy zarządów spowodowały, że znalazły się one na marginesie rynku.Część inwestorów pamięta nie tak dawne jeszcze czasy, gdy obroty na Rolimpeksie czy Stalexporcie sięgały kilkudziesięciu milionów złotych na każdej sesji, akcje Mostostalu Export były najlepszą ochroną przed bessą, papiery Elektrimu zaś były traktowane niemal jak obligacje z solidnym kuponem.

Niestety - trawestując znane powiedzonko - cash flow is brutal and full of zasadzkas.

Roman Przasnyski

PARKIET

Felietony
Afera w tropikach
Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Felietony
Po co lista insiderów?
Felietony
Barwy przyszłości
Felietony
Private debt dla firm rodzinnych. Warto?
Felietony
Idzie nowe?
Felietony
Klucz do nowoczesnego rynku?