Rajd Frankensteina

Tu i ówdzie na świecie można było w tym roku na giełdowych parkietach zauważyć ślady butów świętego Mikołaja, choć niewielu się jego wizyty spodziewało. Naszą giełdę Mikołaj ominął, a wkroczył na nią Frankenstein. To, co działo się za sprawą Elektrimu w trakcie kilku ubiegłotygodniowych sesji, trudno określić innym mianem niż horror. Trudno też znaleźć bardziej adekwatne miano dla tej spółki, niż wymienione w tytule.

Publikacja: 14.12.2001 19:39

Miała to być firma "sztandarowa" dla naszej giełdy - i przez kilka ładnych lat była. Najbardziej płynna, ulubiona przez inwestorów zagranicznych, inwestująca w najbardziej obiecujące i modne dziedziny biznesu - telekomunikację, energetykę, internet, produkcję kabli.

Z drugiej jednak strony od samego początku giełdowej kariery była to firma budząca spore kontrowersje i nieufność inwestorów. Dziesięć lat temu była typową centralą handlu zagranicznego z dość mgliście określonym przedmiotem działania. Obrazu nie rozjaśniała też postępująca chyba zbyt gwałtownie dywersyfikacja działalności. Niewielu wiedziało, czym tak naprawdę zajmuje się Elektrim, z jakiego tytułu uzyskuje przychody, a przede wszystkim - jakie jest ryzyko działalności. Powszechna była wówczas obawa, że odejście kilku kluczowych handlowców obsługujących kontrakty doprowadzić może do poważnego kryzysu firmy.

Z czasem Elektrim rósł w siłę. Zajmował się organizowaniem i obsługą wielu ważnych inwestycji, uczestniczył w ich finansowaniu, ale także angażował się w handel samochodami, przetwórstwo rolno-spożywcze i wiele innych bardzo różnorodnych dziedzin działalności, w efekcie czego stał się konglomeratem o bliżej nieokreślonym profilu branżowym, mało przejrzystym i trudnym do kontrolowania zarówno z punktu widzenia zarządu, jak i akcjonariuszy.

Niemniej jednak stał się ulubieńcem inwestorów i czołową spółką warszawskiej giełdy - wręcz jej wizytówką, skupiającą uwagę (i pieniądze) licznych zagranicznych funduszy. Prymus pod względem wielkości, kapitalizacji, obrotów, płynności, długookresowej stopy zwrotu wreszcie. Jednym słowem - inwestycyjny ideał.

Na obrazie tym jednak zaczęły pojawiać się coraz liczniejsze skazy. Dywersyfikacja działalności okazała się nadmierna i prowadzona w sposób mało przemyślany, pojawiły się trudności z zarządzaniem coraz bardziej złożoną organizacją, efektywność podmiotów zależnych pozostawiała coraz więcej do życzenia, powstawały kłopoty z finansowaniem działalności. Przede wszystkim zaś brak było jasnej, przemyślanej strategii działania i rozwoju, szwankowały relacje z inwestorami. Ostatecznie zaufanie do spółki podważone zostało niemal systematycznym pojawianiem się słynnych już "trupów w szafie" w postaci tajemniczych zapisów w umowach mających istotne znaczenie nie tylko dla wyników spółki, ale także jej przyszłości, aneksów do nich i opcji.

Pierwsze próby uporządkowania struktury holdingu, stworzenia jasnej strategii działania i rozwoju oraz uzdrowienia finansów zostały podjęte stosunkowo niedawno i zdecydowanie zbyt późno. Cierpliwość inwestorów została wystawiona na zbyt ciężką próbę. Sposób komunikowania się z akcjonariuszami dopełnił czary goryczy. Ostatnie trzy lata w Elektrimie to wybuchające co pewien czas skandale wstrząsające nie tylko tą spółką, ale także podważające zaufanie do całego naszego rynku kapitałowego.

Od kilkunastu miesięcy holding balansuje na skraju przepaści i jest bardzo prawdopodobne, że taniec ten skończy się jego upadłością lub w najlepszym przypadku podziałem na części. Bankructwa, afery, przejęcia kontroli i ćwiartowanie koncernów na części są normalnymi zjawiskami, spotykanymi na całym świecie. Rozwinięte rynki kapitałowe przeżywały niejedną tego typu historię. Nigdzie jednak zniknięcie jednej firmy nie spowodowało takich konsekwencji, jakie mogą stać się udziałem warszawskiej giełdy, w przypadku gdyby Elektrim wypełnił najczarniejszy scenariusz.

Jeszcze do niedawna porównania Elektrimu z Universalem traktowane były jako efekt przesadnej retoryki komentatorów. Po sesjach z ubiegłego poniedziałku i wtorku możemy mówić o pełnej analogii. Ponaddwudziestoprocentowe spadki cen na jednej sesji, konieczność równoważenia rynku, utrata prawie połowy wartości rynkowej w ciągu kilku sesji, mówienie wierzycielom - panowie, chętnie oddamy wam pieniądze, ale teraz ich nie mamy. Czy ktokolwiek przypuszczał, że takie wydarzenia będą udziałem Elektrimu?Sklecony z przedziwnej plątaniny kabli, jogurtu, internetu, telefonów, podłączony do prądu stwór zamiast na poważnego biznesmena wyrósł na monstrum, które niczym Frankenstein sieje postrach na naszym parkiecie, skutecznie płosząc inwestorów i wysysając pieniądze z ich kieszeni. A miał być święty Mikołaj...

Roman Przasnyski

PARKIET

Felietony
Afera w tropikach
Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Felietony
Po co lista insiderów?
Felietony
Barwy przyszłości
Felietony
Private debt dla firm rodzinnych. Warto?
Felietony
Idzie nowe?
Felietony
Klucz do nowoczesnego rynku?