Zmierzch stóp

Dziś odbędzie się spotkanie rządu i Rady Polityki Pieniężnej. Dojdzie do niego z inicjatywy rządu. Tego samego, który niedawno postanowił nie wpuszczać przedstawicieli RPP na swoje posiedzenia bez specjalnego zaproszenia. Mniej zorientowanym wypada wyjaśnić, że - ogólnie rzecz biorąc - chodzi o lepszą współpracę rządu i Rady w dziele dążenia do naprawy Rzeczpospolitej.

Publikacja: 09.01.2002 17:02

Z Radą Polityki Pieniężnej to właściwie nie wiadomo już, o co chodzi. Jednego dnia rząd podejmuje decyzję o tym, że przedstawiciel RPP może brać udział w jego posiedzeniach jedynie na specjalne zaproszenie, a w niedługi czas potem postanawia zaprosić Radę na wspólne spotkanie, by - jak można się domyślać - przedyskutować ważne dla kraju kwestie gospodarcze oraz zasady ewentualnego współdziałania.

Interesujące jest jednak to, że do spotkania dojść ma w momencie najgorszym z możliwych. Najpierw premier żąda od Rady obniżenia stóp, grożąc doprowadzeniem do ograniczenia niezależności RPP i rozszerzeniem jej kompetencji, czyli odpowiedzialności za kwestie inne niż dbanie o jakość pieniądza i poziom inflacji, potem do Sejmu trafia projekt ustawy, który nie pozostawia cienia wątpliwości co do intencji wnioskodawców. Osobliwa to metoda dążenia do współpracy, gdy partnera stawia się pod ścianą, przykłada pistolet do głowy i mówi: "a teraz podyskutujmy".

Osobliwa wydaje się też sytuacja, gdy premier i dwaj wicepremierzy dążą zdecydowanie do spacyfikowania nieposłusznej instytucji, zaś wicepremier - minister finansów, a więc osoba, której Rada przeszkadza w pracy najbardziej, jest przeciwny ograniczaniu jej niezależności. Ciekawe jest też to, że w momencie, gdy jest niemal pewne, że Sejm bez trudu przyjąłby ustawę nawet w tak kuriozalnym kształcie, jaki ma ona obecnie, w obronie Rady staje prezydent, co można odczytywać jako zapowiedź jej zawetowania.

O co w tym całym "wielogłosie" chodzi? Może tylko o to, by stworzyć wrażenie zróżnicowania poglądów i przyjąć zmiany w kształcie znacznie złagodzonym, niż zakłada to projekt PSL? Cel zostanie osiągnięty, a złe wrażenie nieco zatarte.

Wiadomo, że do sprawnego funkcjonowania gospodarki niezbędne jest współdziałanie rządu i RPP. Nie wiadomo, dlaczego tego współdziałania brak od samego niemal początku istnienia Rady. Żaden chyba rząd nie był w stanie się z nią dogadać. A przecież mieliśmy ich w tym czasie kilka, i to dość zróżnicowanych. Warto przypomnieć, że pod koniec 1998 r. wicepremier - minister finansów Leszek Balcerowicz domagał się od RPP... zdecydowanej obniżki stóp, czym doprowadził do poważnego konfliktu między rządem a Radą, która takiemu posunięciu się sprzeciwiała.

Może to brzmi dziś nieprawdopodobnie, ale tak właśnie było! W listopadzie 1998 r. można było przeczytać w prasie takie np. zdanie: "spór między NBP a rządem przeistoczył się w otwartą wojnę. Bogusław Grabowski, członek Rady Polityki Pieniężnej, ostro zaatakował wicepremiera Leszka Balcerowicza, nazywając jego zarzuty wobec polityki monetarnej absurdalnymi".

Obecny konflikt wydaje się najpoważniejszy w historii. Radę oskarża się o całe zło w naszej gospodarce, a kwestię obniżenia stóp procentowych przedstawia się jako podstawową dla wyjścia z kryzysu i uniknięcia recesji. Skoro więc RPP tak zdecydowanie i uporczywie działa na niekorzyść polskiej gospodarki, to dlaczego nie pójść dalej i zamiast ograniczać jej niezależność, w tym poprzez zwiększenie liczebności i wprowadzenie do jej składu osób o poglądach zdecydowanie dla Polski korzystnych, zastosować rozwiązanie przeciwne, polegające na redukcji jej składu. Do zera. Byłoby taniej. W końcu przez parę lat transformowania naszej gospodarki obywaliśmy się bez istnienia RPP i szło nam całkiem nieźle. Wzrost gospodarczy wynosił ponad 6%. I komu to przeszkadzało?

Pozostałaby, co prawda, jeszcze kłopotliwa kwestia stóp procentowych, ale jeśli już zdobylibyśmy się na tak radykalne posunięcie, to wystarczyłby jeszcze tylko jeden mały kroczek - likwidacja stóp. Jeśli się bowiem dobrze zastanowić, to czymże jest arbitralne ich ustalanie przez jakiś organ, jeśli nie reliktem rodem z poprzedniej epoki. Skoro kurs złotego może być określany przez rynek, to pewnie poradziłby on sobie i ze stopami. Banki w ustalaniu oprocentowania kredytów kierują się stopami ustalanymi przez RPP w sposób raczej umiarkowany, Ministerstwo Finansów zaś ceny papierów skarbowych dogada bezpośrednio z inwestorami.O nieużyteczności centralnie wyznaczanych stóp procentowych jako instrumentu sterowania procesami gospodarczymi świadczą doświadczenia choćby Stanów Zjednoczonych i Japonii. W USA jedenastokrotne obniżanie stóp nie zdołało przyczynić się do wyjścia z recesji, podczas gdy u nas - mimo tak wysokich stóp - wciąż notujemy wzrost PKB. W Japonii tkwiącej od dziesięciu lat w recesji stopy procentowe przez długi czas były bliskie zera i na niewiele się to zdało.

Po co więc mnożyć byty ponad potrzebę.

Roman Przasnyski

PARKIET

Felietony
Afera w tropikach
Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Felietony
Po co lista insiderów?
Felietony
Barwy przyszłości
Felietony
Private debt dla firm rodzinnych. Warto?
Felietony
Idzie nowe?
Felietony
Klucz do nowoczesnego rynku?