Zbieżność interesów

Zbieżność interesów stron danej transakcji, przedsięwzięcia czy umowy biznesowej jest rzeczą jak najbardziej pożądaną. Jednak w praktyce nie występuje zbyt często. Szczególnie odczuwalny jest jej deficyt w praktyce zarządzania cudzymi pieniędzmi.

Publikacja: 15.01.2002 17:58

Wydaje się, że po części wynika to z przyjętego systemu wynagradzania za tego typu usługi.

Kilka dni temu opublikowane zostały po raz kolejny wyniki funduszy emerytalnych. W ciągu dwuletniego okresu działalności, liczonego od końca grudnia 1999 r., towarzystwa najlepiej zarządzające tymi funduszami doprowadziły do wzrostu wartości jednostek uczestnictwa o grubo ponad 20%. Wyliczana przez Urząd Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi minimalna wymagana stopa zwrotu wyniosła 10,7%. Tym razem ponad ten minimalny poziom udało się wyjść wszystkim funduszom.

To jednak marne pocieszenie dla klientów większości z nich. Co prawda, po dwóch latach wytężonych wysiłków zarządzający niemal wszystkich funduszy zdołali doprowadzić do sytuacji, w której kwota pieniędzy znajdująca się na rachunkach ich klientów jest wyższa niż wynikająca z wysokości wpłaconych składek, ale jest wyższa niewiele (mowa tu o statystycznym kliencie, gdyż nie wszystkich konkretnych uczestników takie szczęście spotkało). A gdzie inflacja, która zżera realną wartość naszych składek?

Na razie także akcjonariusze towarzystw emerytalnych nie mają specjalnych powodów do zadowolenia, gdyż działalność PTE jeszcze przynosi straty, ale nie ma wątpliwości, że wraz z upływem czasu z pewnością osiągną zysk, podczas gdy ich klienci wcale takiej pewności nie mają. System funkcjonowania II filaru reformy emerytalnej jest bowiem tak skonstruowany, że co prawda towarzystwom opłaca się dążyć do osiągania dla swych klientów wysokich stóp zwrotu, jednak nawet gdy stopy te są niskie, zyski PTE mogą być zupełnie przyzwoite. Wynika to z istoty systemu opłat.

Ten system nie jest zresztą niczym oryginalnym. Stosują go powszechnie niemal wszystkie instytucje zarządzające cudzymi pieniędzmi, a więc firmy ubezpieczeniowe oferujące fundusze kapitałowe, fundusze inwestycyjne i większość zespołów zarządzania aktywami. Polega on na pobieraniu dwóch rodzajów opłat, z których jeden jest całkowicie niezależny od osiąganych dla klienta efektów inwestycyjnych, drugi zaś jest z nimi związany pośrednio.

Wszystkie te instytucje pobierają opłatę (czasem zwaną prowizją) od wpłaconej przez klienta kwoty, powierzanej w zarządzanie, ustalaną jako pewien procent tej kwoty i z niej właśnie potrącanej, zanim jeszcze zostanie ona zainwestowana. To stawia klienta w bardzo niekorzystnej sytuacji, gdyż jego kapitał jest pomniejszony już na wstępie i zanim zarządzający doprowadzi do jego pomnożenia, musi najpierw odbudować jego wartość do poziomu sprzed potrącenia opłat. Dopiero od tego momentu można mówić o zysku - o ile się on w ogóle pojawi, bo przecież nie zawsze tak się dzieje, że zarządzający osiąga zysk dla klienta.

Bardzo częste są okresy, gdy kapitał w procesie inwestowania topnieje. Klient ponosi stratę, ale firmy zarządzającej specjalnie to nie boli. Ona swoją opłatę pobrała. Oczywiście, im więcej zadowolonych klientów ma ta firma, tym większe osiąga przychody, a więc powinno jej zależeć na dobrych wynikach osiąganych dla swych klientów. Oczywiście, klient jest w tym gorszej sytuacji, im większą opłatę początkową pobiera zarządzający. W przypadku funduszy inwestycyjnych sięga ona na ogół maksymalnie 5%, w funduszach emerytalnych jest jeszcze wyższa.

Drugi rodzaj opłat ponoszonych przez klientów to opłaty za zarządzanie, stanowiące pewien procent wartości aktywów. Pobierane są one zwykle na koniec okresu rozliczeniowego (na ogół na koniec roku). Te więc są w pewien sposób zależne od wyników starań zarządzającego - im większa wartość kapitału klienta na koniec okresu, tym wyższa kwota wynagrodzenia z tego tytułu.

Prawdziwa rzadkość w tym biznesie to jednak system zakładający pełną zbieżność interesów klienta i zarządzającego jego pieniędzmi, a więc taki, w którym wynagrodzenie tego ostatniego stanowi część zysku wypracowanego dla klienta. Stosują go w ograniczonym zakresie niektóre wydziały zarządzania portfelami. Dlaczego nie jest stosowany powszechnie? Dlatego, że wymaga większego wysiłku od zarządzających i jest nieco bardziej ryzykowny dla firmy go stosującej. Może także dlatego, że odsuwa wypłatę wynagrodzenia na dalszy okres. Ale przecież zarządzaniem aktywami zajmują się przeważnie potężne firmy, które stać na odroczenie wpływów i przyjęcie części ryzyka na swoje barki.

Przypuszczam, że pierwsze fundusze inwestycyjne, które zaoferowałyby taki system, zyskałyby dzięki temu więcej klientów niż dzięki milionom złotych wydanym na reklamę i sieć dystrybucji. Tylko kto się odważy?

Roman Przasnyski

Felietony
Afera w tropikach
Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Felietony
Po co lista insiderów?
Felietony
Barwy przyszłości
Felietony
Private debt dla firm rodzinnych. Warto?
Felietony
Idzie nowe?
Felietony
Klucz do nowoczesnego rynku?