Jak wynika z opublikowanych niedawno danych GUS, przychody biur maklerskich po trzech kwartałach ubiegłego roku z tytułu prowizji od klientów wyniosły 338 mln zł. Z tej kwoty na prowizje związane z obrotem akcjami przypadło nieco ponad 198 mln zł, a więc mniej więcej tyle, ile wynosi kapitalizacja giełdowa średniej spółki notowanej na warszawskim parkiecie. Do tego należy dodać około 70 mln zł wydanych przez inwestujących na rynku terminowym. Pozostała część przychodów przypada na inne instrumenty oraz prowizje otrzymane przez emitentów z tytułu oferowania papierów.
Biorąc pod uwagę obroty giełdowe w IV kwartale, można szacować, że przychody biur maklerskich za cały ubiegły rok osiągnęły wartość około 460 mln zł, z czego około 270 mln zł przypada na rynek akcji.
Ubiegły rok był jednak pod tym względem wyjątkowo słaby. W rekordowym 2000 r. inwestorzy z tytułu obrotu akcjami zostawili w biurach prowizje o wartości 501 mln zł. W latach 1997-99 oscylowały one wokół 300 mln zł.
Łączna wartość prowizji zapłaconych przez klientów biur maklerskich od 1997 r., a więc w ciągu prawie pięciu ostatnich lat, wyniosła 2,44 mld zł. Jest to kwota, za którą można by kupić niemal wszystkie akcje Kredyt Banku po średniej cenie z kilku ostatnich dni.
Te liczby obrazują skalę giełdowego biznesu w naszym kraju. Mogą one nieco szokować inwestorów, szczególnie że po tak długim okresie dekoniunktury, z jaką mamy do czynienia od prawie dwóch lat, kontrastują z osiąganymi przez nich wynikami.