Krzywe zwierciadło

Indeksy giełdowe są zwierciadłem sytuacji panującej na danym rynku. Przynajmniej takie jest założenie. Jednak czasem zdarza się tak, że zwierciadło to pokazuje obraz zniekształcony. I to niekoniecznie z własnej winy.

Publikacja: 11.02.2002 17:02

Z praktyki wynika, że nie ma konstrukcji idealnych. Nie ma idealnego systemu notowań, systemu opłat i wielu innych, tym bardziej trudno o idealny indeks. Pewnie dlatego indeksów jest tak wiele.

Właściwie każdy inwestor mógłby skonstruować sobie taki wskaźnik koniunktury, jaki mu najbardziej odpowiada. Popularność indeksów proponowanych przez giełdę lub inną instytucję, a więc indeksów "publicznych", wynika z tego, że stanowią one pewien punkt odniesienia, wspólny dla wszystkich, mają walor urzędowej wiarygodności i metodologicznej przejrzystości. Jest to szczególnie istotne, gdy w oparciu o indeksy tworzone są instrumenty pochodne.

Indeksowe kontrakty terminowe są szczególnie wrażliwe na wahania swych pierwowzorów w warunkach, gdy rynek nie jest w stanie korygować ich nieracjonalnych zmian. Tak jest w przypadku naszej giełdy, gdzie niemożliwe lub mocno utrudnione jest stosowanie arbitrażu. W takich przypadkach indeksom stawiane są szczególnie wysokie wymagania.

Bywają jednak sytuacje, gdy - nawet mimo poprawnej metodologicznie konstrukcji - indeksy nie są w stanie w sposób właściwy oddać tego, co dzieje się na rynku. Wydaje się, że z tego typu zjawiskiem szczególnie wyraźnie mamy do czynienia w ostatnim czasie. "Winien" temu jest sam rynek, a więc zmiany na nim następujące oraz trudne do przewidzenia przez twórców indeksów zjawiska. Jest to sytuacja szczególnie często występująca na rynkach nowych i dynamicznie się rozwijających, mało płynnych, a więc z natury rzeczy zmiennych i trudno przewidywalnych, podatnych na wpływ różnych czynników, a więc mówiąc krótko - rynków niestabilnych. Nasza giełda niewątpliwie wciąż spełnia większość tych kryteriów.

Dominacja kilku największych spółek naszego parkietu w obrotach i kształtowaniu nastroju inwestycyjnego jest dostrzegalna już od dłuższego czasu. W ostatnich tygodniach jednak wpływ ten zaczyna przybierać dość karykaturalne formy. Jest oczywiste, że "atmosferę" na każdym rynku, nawet najbardziej rozwiniętym, tworzą wiodące spółki. Gwałtowny spadek lub wzrost ceny jednego z blue chipów powoduje, że papiery pozostałych podążają jego śladem, ale zmiana indeksu jest skutkiem zmian cen kilkunastu lub kilkudziesięciu walorów. Większość indeksów giełdowych jest w miarę odporna nawet na duże wahania kursów największych firm, wchodzących w ich skład.

Ponieważ konstrukcja naszych indeksów jest podobna do ich zagranicznych odpowiedników, to skrzywienia obrazu, charakterystycznego dla polskich wskaźników koniunktury giełdowej, należy raczej upatrywać w cechach charakterystycznych naszego rynku. Wciąż trudno powiedzieć, by był on w pełni dojrzały i ukształtowany. Wciąż jest mały, o niewielkiej płynności (szczególnie z punktu widzenia inwestorów instytucjonalnych) i niewielkiej liczbie atrakcyjnych spółek. Jego struktura nie tworzyła się w sposób naturalny, w rytm rozwoju przedsiębiorstw i całej gospodarki, tak jak np. w Stanach Zjednoczonych, lecz powstała w wyniku administracyjnych wyborów, podporządkowanych prywatyzacyjnej strategii Skarbu Państwa, czy też raczej potrzebom łatania budżetowych dziur. Trudno więc mówić, by była ona nadmiernie zrównoważona (zarówno z punktu widzenia reprezentowanych na giełdzie branż, jak też np. wielkości firm).

Dlatego też nasze indeksy, których konstrukcja zakłada nadawanie poszczególnym spółkom wag proporcjonalnie do ich kapitalizacji, są bardzo wrażliwe na wszelkiego typu "falowania" preferencji inwestorów, szczególnie w odniesieniu do spółek dużych (a trzeba pamiętać, że są one duże tylko w naszej lokalnej skali).

Z sytuacją takiego właśnie falowania, mamy do czynienia w ostatnich tygodniach. Wyraźnie widać, że wpływ na WIG20 mają w rzeczywistości zaledwie 2-3, najwyżej cztery największe i najbardziej płynne spółki: Pekao, PKN, TP SA i KGHM. W ostatnich dniach wielokrotnie obserwowaliśmy, jak zaledwie dwie firmy spośród tej czwórki, występując w różnych konfiguracjach "robiły" cały wzrost indeksu, podczas gdy kursy pozostałych walorów ulegały niewielkim zmianom. Raz były to Pekao z TP SA, raz PKN z KGHM, i tak na zmianę.Niektórzy, jak zwykle, doszukiwali się w tym celowego działania tajemniczych sił, manipulujących rynkiem. To jednak zainteresowanie inwestorów wymienionymi spółkami, potwierdzone bardzo wysokimi obrotami, spowodowało, że indeks znalazł się pod przemożnym ich wpływem. Nie może być jednak inaczej, gdy udział samego Pekao w portfelu WIG20 stanowi ok. 18%, wszystkie cztery największe spółki zaś zajmują w nim łącznie prawie 50%. Papiery tych samych firm stanowią prawie 40% indeksu WIG.

Trzeba sobie z tego zdawać sprawę, analizując sytuację na parkiecie i starając się prognozować zmiany koniunktury i patrzeć na indeksowe zwierciadło pod odpowiednim kątem.

Roman Przasnyski

Felietony
Afera w tropikach
Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Felietony
Po co lista insiderów?
Felietony
Barwy przyszłości
Felietony
Private debt dla firm rodzinnych. Warto?
Felietony
Idzie nowe?
Felietony
Klucz do nowoczesnego rynku?