Na palcach jednej ręki można policzyć nowe spółki, w przypadku których postępowanie w sprawie zatwierdzenia prospektu emisyjnego ma w Komisji Nadzoru Finansowego status „w toku". Wiele wskazuje, że pierwszy kwartał na rynku IPO w Warszawie będzie bardzo słaby, podobnie zresztą jak cały miniony rok. Ten marazm wpisuje się w niepokojący obraz całego europejskiego rynku IPO.
Problem systemowy
Łączna wartość ofert przeprowadzonych w Europie w minionym roku wyniosła 22,1 mld euro i była o 14,6 mld euro niższa niż rok wcześniej. Z kolei liczba nowych spółek spadła z 200 do zaledwie 106 – wynika z najnowszego raportu PwC.
Zdaniem ekspertów spadek aktywności na rynku IPO wynika nie tylko z ryzyk geopolitycznych, ale także ze spowolnienia gospodarek w Europie i przeregulowania rynków kapitałowych.
– Niestety dla uczestników rynku kapitałowego zdaje się, że model niemiecki zaczyna przeważać. Coraz mniej osób dostrzega korzyści z wchodzenia na giełdę. Istotna jest też kwestia dostępności kapitału. Fundusze private equity mogą pozyskiwać go relatywnie tanio. Poza tym mamy ciągle niski koszt długu (obligacje, banki) – komentuje Dominik Niszcz, analityk Raiffeisena. Wtóruje mu Marcin Materna, dyrektor działu analiz Millennium DM.
– Myślę, że to szerszy problem: giełda nie służy już do pozyskania kapitału. Służy albo spółkom, które w inny sposób nie umieją go pozyskać, albo – co ostatnio częstsze, także w USA – do wyjścia przez inwestorów z inwestycji, którą sfinansowali wcześniej (czasem wiele lat wcześniej) w pre-IPO, akcjach crowdfundingowych czy poprzez pre-IPO objęte przez fundusze PE – wymienia analityk Millennium DM.