2022 r. to spadek zdolności kredytowej klientów, a za tym sprzedaży mieszkań, a z kolei za tym – nowych inwestycji deweloperskich. Sam IV kwartał przyniósł jednak odbicie sprzedaży. Jakie są zapatrywania na 2023 r., czy IV kwartał jest tu jakąś wskazówką?
Na pewno IV kwartał przyniósł powiew optymizmu, co miało odzwierciedlenie m.in. w danych o koniunkturze konsumenckiej – od trzech miesięcy mamy stopniową poprawę nastrojów konsumentów. Skokowy wzrost cen przerodził się w bardziej pełzający, tak naprawdę następuje dezinflacja, czyli odczyty inflacyjne są troszeczkę niższe, zakończył się też czasowo cykl podwyżek stóp procentowych. Kryzys energetyczny, przede wszystkim gazowy, w Europie okazuje się nie tak drastyczny dzięki ciepłej zimie, zaczęły spadać ceny surowców.
Za zakupy w IV kwartale odpowiadali wciąż głównie klienci gotówkowi, 80–90 proc. sprzedaży raportowanej przez deweloperów to właśnie ta grupa nabywców. To osoby, które nie czekały na jakiś idealny moment, tylko lokujące nadwyżki gotówki, oszczędności, w nieruchomościach.
Jeśli chodzi o 2023 r., można powiedzieć, że w przypadku I półrocza karty są rozdane: nie ma żadnych perspektyw, by stopy procentowe miały pójść w dół, nie zanosi się też, by Komisja Nadzoru Finansowego pozwoliła bankom mniej restrykcyjnie badać zdolność kredytową, czyli obniżyć bufor z obecnych 5 pkt proc. Nawet gdyby w II półroczu zaczęto by obniżać stopy, to polityka pieniężna wpływa na rynek kredytowy z dużym opóźnieniem. Zatem cudów nie będzie, popyt kredytowy, dominujący na rynku mieszkaniowym w ostatnich latach, w tym roku nie zostanie pobudzony.