Maklerska hossa z lat 2020–2021 na dobre została już tylko wspomnieniem. W tym roku co prawda jeszcze w pierwszych miesiącach, głównie za sprawą dużej aktywności inwestorów na rynku akcji, biznes maklerski wyglądał całkiem nieźle, jednak, jak się okazało, były to ostatnie podrygi wspomnianej hossy. Ostatnie miesiące są dla pośredników zdecydowanie trudniejsze, a i końcówka roku nie zapowiada się jakoś szczególnie optymistycznie.
– Na przychody biura maklerskiego wpływają przede wszystkim czynniki zewnętrzne, aczkolwiek dużo też zależy od bazy aktywnych klientów. Nie spodziewam się w czwartym kwartale uspokojenia sytuacji międzynarodowej, energetycznej, gazowej i inflacyjnej. Kluczowe pytanie, jak te wszystkie czynniki wpłyną na notowane spółki. Wydaje się, że będziemy mieć nadal dużą zmienność i niepewność – mówi Paweł Kolek, dyrektor w DM BOŚ.
Jeśli zatem oczekujemy jakiegoś odbicia w branży, to raczej trzeba kierować wzrok na przyszły rok. A na razie pozostaje szukać przychodów poza typowo giełdowym biznesem.
Jednoznaczne statystyki
Nie trzeba zresztą być ekspertem, by stwierdzić, że sytuacja w branży maklerskiej się pogorszyła. Biznes ten jest uzależniony bowiem od sytuacji na rynku kapitałowym, a ta ostatnio, delikatnie mówiąc, nie rozpieszcza. Indeksy i akcje pozostają pod presją podaży. To nie zachęca inwestorów do większej aktywności, co zresztą znajduje odzwierciedlenie w statystykach dotyczących obrotów. Czerwiec, lipiec i sierpień przyniosły średnie dzienne obroty na rynku akcji na poziomie poniżej 1 mld zł, gdy w całym 2021 r. trafiły się tylko dwa takie miesiące. Wrześniowe statystyki nie będą wyglądały dużo lepiej. Mimo słabnącego rynku brokerzy starają się znaleźć pozytywy.