– Sytuacja, z którą mamy do czynienia, oddaje w poważnym stopniu pewną formę zaburzeń makroekonomicznych – wytykał Brunon Bartkiewicz, prezes ING Banku Śląskiego, podczas poniedziałkowej konferencji wynikowej. Chodzi o dużą nadpłynność rynku, czyli napływ depozytów do banków z jednej strony, przy słabo rosnącej akcji kredytowej z drugiej.
Ruszą inwestycje firm?
W ING BSK efekt tego zjawiska jest taki, że depozyty klientów wzrosły na koniec I kwartału 2024 r. aż o 11 proc. w ujęciu rocznym (do 211 mld zł) i o 5 proc. w ujęciu kwartalnym. Za to wartość kredytów, przy rosnącej sprzedaży i przy jednoczesnym wysokim poziomie nadpłat i przedpłat, zwiększyła jedynie o 1 proc. w stosunku rocznym i kwartalnym (do 160,3 mld zł).
– Liczymy, że rosnąca akcje kredytowa zacznie wchłaniać tę nadpłynność klientów, ale ten proces trwa – zaznaczył prezes Bartkiewicz. Jego zdaniem większą aktywność inwestycyjną (a więc i zapotrzebowanie na kredyt ze strony firm) dzięki uruchomieniu funduszy UE, w tym środków z KPO, będzie widać pod koniec roku, a nawet w 2025 r.
Jakie koszty wakacji kredytowych
Duża nadwyżka depozytów nad kredytami wpływa też na wynik odsetkowy. W I kwartale wyniósł on 2,16 mld zł. Okazał się mniej więcej zbliżony do wyniku za IV kwartał, przy wzroście przychodów o 3,7 proc. i wzroście kosztów odsetkowych aż o 12,6 proc. Kwartalna marża odsetkowa spadła na początku tego roku do 3,54 proc. z 3,7 proc. w końcówce zeszłego roku.
Trzeba tu dodać, że również w poniedziałek, prezydent podpisał ustawę przedłużającą tzw. wakacje kredytowe na 2024 r. Według nowych kryteriów, dostęp do wakacji będzie ograniczony do osób, które na ratę przeznaczają co najmniej 30 proc. swoich miesięcznych dochodów. Ale i tak według szacunków resortu finansów, banki poniosą koszty tego programu na poziomie od 3,3 mld zł (przy takiej partycypacji jak w latach 2022–2023) do 4,7 mld zł (przy pełnym udziale ok. 562 tys. uprawnionych).