Ostatnie dni i tygodnie przynoszą poprawę sytuacji na głównych giełdach. Trudno jednak mówić o przesadnym optymizmie, a tym bardziej o przełamaniu dominującej od kilkunastu miesięcy niekorzystnej tendencji.
Zwyżki bez przekonania
Nieufność budzi fakt, że indeksy rosną bez wyraźnego powodu, a czynniki ryzyka wciąż pozostają w mocy. Amerykański Fed i Europejski Bank Centralny nie zamierzają łagodzić swej polityki i deklarują twardą walkę z inflacją. Inflacja niewiele sobie z tych działań robi i nadal pozostaje wysoka, grając na nosie bankom centralnym, które przez lata ją hodowały. Perspektywy gospodarczej koniunktury nadal pozostają ponure. Optymizm inwestorów wydaje się więc przejściowy.
Indeks dolara względem głównych walut co prawda w ostatnich dniach nieznacznie zniżkował, ale wciąż utrzymuje się na bardzo wysokim poziomie, co jest zjawiskiem charakterystycznym dla awersji do ryzyka, bo przecież nie ma uzasadnienia w kondycji amerykańskiej gospodarki. Rentowność amerykańskich dziesięcioletnich obligacji skarbowych bije wieloletnie rekordy, przekraczając poziom 4 proc., najwyższy od 2008 r. Co gorsza, jeszcze wyższa jest rentowność obligacji dwuletnich, co oznacza złowieszcze odwrócenie krzywej rentowności. Powodów do optymizmu więc nie ma, a mimo to do środy Nasdaq Composite zwyżkował o 3,5 proc. S&P 500 szedł w górę o nieco ponad 3 proc., a w Dow Jones rósł o 2,7 proc. Dobre nastroje dominowały także na głównych giełdach naszego kontynentu. Indeks we Frankfurcie zwyżkował o prawie 2,5 proc., paryski CAC40 rósł o 1,8 proc., a londyński FTSE250, mimo gospodarczych i politycznych zawirowań, szedł w górę o 1,3 proc. Indeks szerokiego europejskiego rynku Stoxx Europe 600 zwyżkował o nieco ponad 2 proc.
Mocny dolar i awersja do ryzyka nie przeszkadzały nadmiernie rynkom wschodzącym. MSCI Emerging Markets do środy zwyżkował o 0,9 proc. Nie zmienia to jednak słabego obrazu sytuacji. Wskaźnik znajduje się na poziomie najniższym od ponad dwóch lat i nie widać przesłanek do tego, by miała nastąpić poprawa. Raczej należy się liczyć z pogłębieniem tendencji spadkowej. Od początku lipca nieodmiennie słabo zachowuje się Shanghai Composite, który do środy tracił ponad 1 proc., w ciągu ostatnich niemal czterech miesięcy poszedł w dół o 11 proc., a od początku roku – o 16,5 proc. O bessie nadal trudno mówić, ale z pewnością nie ma też powodów do optymizmu. Fatalnie za to prezentuje się indeks giełdy w Hongkongu, tracący od początku roku ponad 30 proc., a do środy zniżkował niemal o 2 proc. Niewiele lepiej dzieje się na parkiecie tajwańskim. W naszym regionie sytuacja jest znacznie bardziej zróżnicowana. Indeksy w Ukrainie i Rosji rosły po 1,5–2 proc. W Tallinie i Wilnie nieznacznie traciły.