Media prześcigały się w tłumaczeniu źródeł ostatniej przeceny na giełdach, której skutkiem był spadek WIG20 o ponad 3 proc. względem rekordu hossy. Czynników, które wywołały nagle nerwowość inwestorów, poszukiwano przede wszystkim w Irlandii, a także na Dalekim Wschodzie, gdzie Korea Południowa podniosła stopy procentowe, co wywołało spekulacje na temat zaostrzenia polityki pieniężnej w drugiej największej gospodarce świata – Chinach.
Nie wdając się w te dotyczące fundamentów spekulacje, warto jednak zwrócić uwagę na ten aspekt, który w komentarzach pojawiał się rzadko – czysto rynkowy. Moment pojawienia się korekty spadkowej bardzo łatwo wytłumaczyć, opierając się na popularnym wskaźniku technicznym RSI. Potencjał zwyżkowy WIG20 wyczerpał się tuż po tym, gdy ten oscylator znalazł się wysoko w strefie wykupienia (sięgnął 72,1 pkt – mowa o RSI liczonym standardowo dla 14 kolejnych sesji).
W identycznych warunkach pojawiały się problemy z kontynuacją fali zwyżkowej w październiku, sierpniu i kwietniu. Innymi słowy, indeksy poszły ostatnio w dół przede wszystkim dlatego, że koniunktura giełdowa była zbyt rozgrzana i aż się prosiło – zgodnie z historycznymi wzorcami – o realizację zysków. Sprawy Irlandii czy stóp procentowych w Azji były tylko pretekstem, tym bardziej że przecież kwestie te były powszechnie znane od dawna.
[srodtytul]Powodem korekty przegrzanie[/srodtytul]
O tym, jak skuteczne są podpowiedzi RSI, świadczą dane statystyczne. Jak widać na wykresie obok ze słupkami obrazującymi stopy zwrotu, pomiędzy poziomami tego wskaźnika a przyszłymi zyskami z akcji (w kolejnych czterech tygodniach) istnieje w tym roku ścisła matematyczna zależność. Generalnie im wyższy odczyt wskaźnika, tym gorzej na przyszłość.