Gdy przed ponad 80 laty brytyjska komisja badająca przyczyny i potencjalne skutki narastającego wówczas wielkiego kryzysu na pierwszego świadka wezwała Montagu Normana, ówczesnego gubernatora Banku Anglii, ten wysłał na przesłuchanie swojego zastępcę, sam zaś położył się do łóżka – twierdzi w jednej ze swoich książek historyk Peter Clark. Dziś jest nie do pomyślenia, aby przedstawiciel któregoś z głównych banków centralnych nie chciał się podzielić z opinią publiczną swoimi przemyśleniami. Przeciwnie, nie unikają oni żadnej okazji, aby przekazać rynkom swoją ocenę koniunktury oraz zamiary.
Ta anegdota ilustruje postęp, do jakiego na przestrzeni ostatnich dwóch dziesięcioleci doszło w dziedzinie przejrzystości banków centralnych. Większość z liczących się takich instytucji jasno definiuje dziś cele swoich działań (np. w kategoriach celu inflacyjnego) i metody ich osiągania, nie kryje procedur podejmowania decyzji oraz szybko i szczegółowo je objaśnia, a także publikuje wiele danych i prognoz.
Spośród najważniejszych instytucji tego typu, jako ostatnia na tę ścieżkę wstąpiła amerykańska Rezerwa Federalna, która w minioną środę po raz pierwszy w historii przyjęła oficjalny cel inflacyjny i opublikowała prognozę ścieżki stóp procentowych, czyli swoje oczekiwania co do tego, jak te stopy będą się kształtowały w najbliższych latach. A przecież jeszcze kilkanaście lat temu Fed nie komunikował nawet, na jakim poziomie zamierza ustalić główną stopę procentową w najbliższym czasie. Bankowi analitycy musieli to odgadywać, obserwując operacje banku centralnego na rynkach. Ta tajemniczość, jak tłumaczył w biograficznej „Erze zawirowań" wieloletni prezes Fedu Alan Greenspan, miała kreować tzw. konstruktywną wieloznaczność. Próbując odgadnąć, jak będzie się kształtowała stopa procentowa, banki dokonywały licznych transakcji na rynku papierów skarbowych, a ta płynność pozwalała bankowi centralnemu osiągnąć jego cele.
Bernanke przekroczył Rubikon
Pod przewodnictwem Greenspana Fed nie tylko zrezygnował z takich praktyk, ale też zaczął publikować z trzytygodniowym opóźnieniem sprawozdania z posiedzeń Federalnego Komitetu Otwartego Rynku (FOMC), swojego decyzyjnego gremium. Do 2004 r. ukazywały się one dopiero po kolejnym takim posiedzeniu, a więc uczestnicy rynków nie mogli – tak jak to robią dziś – wykorzystywać ich do prognozowania przyszłych decyzji FOMC. Mimo to uważa się, że to dopiero Ben Bernanke, który zastąpił Greenspana w 2006 r., przekroczył Rubikon na drodze do pełnej transparencji amerykańskiego banku centralnego.
W mediach najwięcej emocji budziło stopniowe ujawnianie przez Fed w ostatnich dwóch latach szczegółowych danych dotyczących pomocy dla banków w czasie kryzysu finansowego. Ale do tego zmusił go sąd, który uznał, że takiej otwartości wymaga ustawa o swobodnym dostępie do informacji. Tymczasem pod okiem Bernankego amerykańskie władze pieniężne znacznie więcej dla zwiększenia swojej przejrzystości zrobiły z własnej inicjatywy. – Bernanke dobrowolnie podjął więcej kroków ku większej otwartości tej instytucji niż jakikolwiek inny przewodniczący w historii – przyznał niedawno Vincent Reinhart, główny ekonomista ds. USA w banku Morhan Stanley, były pracownik Fedu.