Berlin dobrze wychodzi na kryzysie. Do czasu...

Niemcy oraz inne kraje z serca eurolandu zdołały zaoszczędzić miliardy euro dzięki spadkowi rentowności obligacji. Odniosły też inne korzyści z kryzysu. Ale ich sukces to polityczna klęska.

Publikacja: 14.05.2013 11:02

O ile wiosną 2011 r. rentowność niemieckich obligacji dziesięcioletnich zbliżała się do 3,4 proc., t

O ile wiosną 2011 r. rentowność niemieckich obligacji dziesięcioletnich zbliżała się do 3,4 proc., to obecnie wynosi zaledwie 1,3 proc.

Foto: Bloomberg

Wsparcie finansowe udzielane Grecji oraz innym krajom strefy euro nigdy nie było popularne. Przy każdej eskalacji kryzysu słychać było w krajach takich jak Niemcy, Holandia czy Finlandia narzekania o tym, że kolejne miliardy są marnowane na podtrzymywanie patologicznych mechanizmów w gospodarkach południa eurolandu. Podatnicy z państw północy strefy euro rzadko zwracają uwagę na to, że ich rządy mocno skorzystały finansowo z kryzysu w unii walutowej. Rentowność niemieckich, fińskich, holenderskich, austriackich, a nawet francuskich obligacji mocno spadła, bo w czasie kryzysowych zawirowań były traktowane przez inwestorów jako „bezpieczna przystań". Również obecnie, mimo że kryzys nieco ucichł, ich rentowność jest bardzo niska. To pozwoliło państwom z serca strefy euro zaoszczędzić wiele miliardów euro. – Jedną z nieprzewidywalnych konsekwencji kryzysu jest to, że Finlandia niesłychanie z niego skorzystała. Jak dotąd nie straciliśmy ani jednego eurocenta. Dotyczy to również Niemiec – otwarcie przyznaje Martti Salmi, szef działu międzynarodowego w fińskim Ministerstwie Finansów.

Obfite żniwa

O ile wiosną 2011 r. rentowność niemieckich obligacji dziesięcioletnich zbliżała się do 3,4 proc., to obecnie wynosi zaledwie 1,3 proc. Rentowność holenderskich dziesięciolatek obniżyła się w tym czasie z 3,7 proc. do 1,6 proc., austriackich z  3,8 proc. do 1,7 proc., fińskich z 3,5 proc. do 1,5 proc., a francuskich z 3,7 proc. do 1,7 proc. W ostatnich latach dochodziło do aukcji krótkoterminowego długu tych państw, na których sprzedawano papiery z ujemną rentownością. To oznacza, że inwestorzy byli gotowi nawet dopłacać za możliwość posiadania tych dosyć bezpiecznych aktywów.

Ile zarobiły państwa z serca eurolandu w wyniku „kryzysowego" spadku rentowności swoich obligacji? Poważne szacunki na ten temat dotyczą Niemiec. Firma ubezpieczeniowa Allianz wyliczyła, że w latach 2010–2012 niemiecki budżet zaoszczędził na spadku rentowności obligacji 10,2 mld euro. Konkurencyjna analiza przygotowana przez Jensa Boysen-Hografe z instytutu IfW wskazuje, że oszczędności dla budżetu federalnego związane z niższymi kosztami obsługi długu wyniosły w 2011 r. 8,6 mld euro, w 2012 r. 9,6 mld euro, a w 2013 r. mogą wynieść 3 mld euro. – Jeśli dodamy sumy zaoszczędzone w ten sposób przez niemiecki budżet w latach 2010–2012, z tymi, które zostaną zaoszczędzone w nadchodzących latach, to okaże się, że federalny budżet może zaoszczędzić nawet 67 mld euro. To wystarczyłoby na ścięcie niemieckiego długu publicznego o 3 pkt proc. – mówi opracowanie firmy Allianz.

Na oba opracowania lubi się powoływać Klaus Regling, dyrektor zarządzający Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego (ESM), czyli instytucji, która ma wspierać finansowo kraje eurolandu poszkodowane przez kryzys.  I trudno mu się dziwić. Maksymalna kwota, jaką Niemcy mogą zaoszczędzić na spadku rentowności obligacji, przewyższa zarówno kapitał, jaki ten kraj musi wpłacić do ESM (21,7 mld euro), jak i pieniądze przeznaczone przez RFN na pożyczki dla Grecji w ramach pierwszego pakietu pomocowego (22 mld euro).

Na tym zyski z zawirowań w strefie euro się jednak nie kończą. Banki centralne państw z serca strefy euro zarabiają na wzroście rentowności obligacji państw z peryferii eurolandu. Np. w zeszłym roku Bank Finlandii przekazał do budżetu 227 mln euro zysku uzyskanego na greckich, hiszpańskich oraz portugalskich obligacjach. Zysk ten był większy o 40 mln euro niż rok wcześniej. Prognozy Banku Finlandii mówią, że w tym roku zostanie wypracowane w ten sposób 360 mln euro zysku. Banki centralne mogą się martwić w mniejszym stopniu niż prywatni inwestorzy o bezpieczeństwo pieniędzy ulokowanych w takich papierach. Podczas restrukturyzacji greckiego długu chronione były inwestycje w obligacje Grecji dokonane przez sektor oficjalny.

Dochodzą do tego korzyści pośrednie. Największą z nich była „repatriacja" pieniędzy z państw południa Europy do Niemiec, co jest jednym z kluczy do sukcesu gospodarczego RFN w ostatnich latach. – Przez dziesięć lat, czyli niemal od wprowadzenia euro, Niemcy miały najniższe tempo wzrostu gospodarczego w eurolandzie. Najniższe tempo wzrostu! Sytuacja zaczęła się zmieniać dopiero po wybuchu kryzysu w strefie euro. Niemcy przestały eksportować pieniądze, a więcej inwestowały w krajową gospodarkę – mówił w wywiadzie dla „Parkietu" niemiecki eurosceptyczny ekonomista Bruno Bandulet.

Zagrożenia dla wspólnego rynku

Choć Niemcy świetnie sobie radzą w czasie obecnego kryzysu, to wielu ekonomistów??FN dostrzega w zawirowaniach w strefie euro poważne zagrożenie dla Niemiec.  Część z nich obawia się kosztów pomocy finansowej – tego, że kraje takie jak Hiszpania czy Włochy będą musiały skorzystać z pomocy z ESM i że zostaną uruchomione liczące 290 mld euro niemieckie gwarancje dla tego mechanizmu pomocowego. Wówczas Niemcy prawdopodobnie straciłyby najwyższy rating AAA. Hans-Werner Sinn, szef prestiżowego instytutu Ifo, wielokrotnie ostrzegał też, że w przypadku realizacja najczarniejszego scenariusza – całkowitego załamania strefy euro – Bundesbank poniósłby straty związane z rozliczeniami w ramach systemu Target2 (rozliczania międzynarodowych płatności w ramach eurosystemu w czasie rzeczywistym), które mogłyby przekroczyć nawet ponad 400 mld euro. Scenariusze przewidujące chaotyczny rozpad strefy euro wydają się obecnie jednak o wiele mniej realne niż jeszcze rok temu. Głównym powodem niepokoju niemieckich ekonomistów jest teraz gospodarcza mizeria w krajach południa eurolandu, która może zaszkodzić niemieckiemu eksportowi i wzmaga polityczne resentymenty.

– Kryzys w strefie euro podsyca podejrzenia, antagonizmy oraz nowe podziały. Relacje francusko-niemieckie, kiedyś kamień węgielny integracji europejskiej, są najgorsze od dekad. Młodzi bezrobotni w Hiszpanii, Portugalii oraz we Włoszech często protestują przeciwko „niemieckiemu dyktatowi" – wskazuje Hans-Olaf Henkel, były przewodniczący Federacji Niemieckiego Przemysłu, ekonomista z Uniwersytetu Mannheim.

– Polityczne napięcia w strefie euro rosną i te nastroje mogą w przyszłości zagrozić wspólnemu rynkowi, co byłoby złe dla niemieckiego eksportu. Kraje południa mogą np. uznać, że wprowadzenie ceł będzie jedyną drogą dla odzyskania konkurencyjności – ostrzega Bernd Lucke, ekonomista z Uniwersytetu w Hamburgu, jeden z założycieli partii Alternatywa dla Niemiec.

Nawet Oscar Lafontaine, jeden z niemieckich politycznych ojców strefy euro (obecnie?olityk partii Die Linke) niepokoi się politycznymi skutkami kryzysu i wzywa do podziału eurolandu, by ulżyć krajom Południa.??iemcy jeszcze nie zrozumieli, że Europa Południowa, w tym Francja, wcześniej czy?óźniej zostaną zmuszone przez biedę do walki z niemiecką hegemonią – ostrzega Lafontaine. Sukces Niemiec ma więc kruche fundamenty.

[email protected]

Alternatywa dla Niemiec – czy partia eurosceptycznych profesorów zmieni Europę?

Alternatywa dla Niemiec (Alternative fur Deutschland, czyli AfD) to nowa siła na niemieckiej scenie politycznej??eurosceptyczna partia założona przez grupę profesorów ekonomii oraz prawa. Uważa ona walutę euro za ogromne zagrożenie dla niemieckiej gospodarki oraz dla europejskiej jedności. Rozwiązaniem dla tego problemu byłby, według działaczy AfD, podział strefy euro lub powrót jej państw członkowskich do narodowych walut. AfD, mimo że zapatruje się sceptycznie na wspólną walutę, to jednak na każdym kroku podkreśla swoje poparcie dla istnienia Unii Europejskiej. Przywódcami AfD są: ekonomista Bernd Lucke, przedsiębiorca  Frauke Petry oraz publicysta Karl Adam.

Czy AfD ma szansę wstrząsnąć niemiecką sceną polityczną, czy też podzieli los wcześniejszych eurosceptycznych ugrupowań? Ta „Partia Profesorów" miała bardzo dobry start i zdobyła już 5 proc. głosów w sondażu preferencji wyborczych przeprowadzonym przez instytut INSA dla dziennika „Bild". Taki wynik w jesiennych wyborach parlamentarnych wystarczyłby do wprowadzenia jej kandydatów do Bundestagu. Inne sondaże dają AfD jedynie 3 proc. głosów. Samo istnienie nowej, eurosceptycznej siły pozytywnie stymuluje już jednak debatę polityczną w Niemczech. Kanclerz Angela Merkel musi w swoich rachubach brać pod uwagę mniejszego konkurenta, który podbiera jej elektorat. Dotychczas planowała, że w kampanii wyborczej będzie unikała tematów związanych z UE i strefą euro. Podobną strategię przyjęli socjaldemokraci. AfD może ich jednak sprowokować do dyskusji na temat euro i zyskać więcej głosów.

Analizy rynkowe
Niedźwiedzie znów są prowokowane przez byki. Koniec korekty?
Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Analizy rynkowe
Optymizm wrócił na giełdy, ale Trump jeszcze może postraszyć
Analizy rynkowe
Kolejny krach. Jak nie pandemia, to Trump wyzwoliciel
Analizy rynkowe
Gotówka dla akcjonariuszy. Firmy coraz częściej stawiają na skupy akcji
Analizy rynkowe
Dlaczego amerykańskie obligacje rządowe zaczęły być ostro wyprzedawane?
Analizy rynkowe
Na amerykańskie obligacje działają dwie przeciwstawne siły, ale stopy procentowe będą spadać