[[email protected]][email protected][/mail]
Osoby obserwujące europejskie rynki mogą mieć uczucie deja vu. Większość analityków oraz inwestorów, co pokazują m.in. sondaże agencji Reutera i Bloomberga, znowu się spodziewa, że jedno z państw strefy euro będzie zmuszone do przyjęcia pomocy finansowej. Ich zdaniem, po Grecji oraz Irlandii, nadeszła w tym roku kolej na Portugalię.
O tym, że ten czarny scenariusz się ziści, mówił „Parkietowi” w listopadzie ekonomista Nouriel Roubini, szef firmy badawczej RGE Monitor, który jako jeden z nielicznych przewidział ostatni kryzys. Wkrótce obawy sceptyków zaczęły być powszechnie podzielane przez rynki.
– Nadal jest bardzo duże ryzyko, że Portugalia będzie musiała skorzystać z pomocy finansowej Międzynarodowego Funduszu Walutowego oraz Unii Europejskiej. Rynki są bardzo nerwowe, jeśli chodzi o ten kraj. Jest on postrzegany jako kolejne „słabe ogniwo” strefy euro, które pęknie?po tym, jak spotkało to Grecję oraz Irlandię – przekonuje w rozmowie z „Parkietem” Nick Kounis, ekonomista z ABN Amro.
6 stycznia rentowność portugalskich obligacji dziesięcioletnich po raz pierwszy przekroczyła poziom 7 proc. Oznacza to, że rynkowe finansowanie potrzeb pożyczkowych państwa stało się dla portugalskiego rządu bardzo drogie i zdaniem wielu analityków przesądza to, że Lizbona zwróci się o wsparcie. Grecja podjęła przecież taką decyzję 17 dni po tym, jak rentowność jej dziesięciolatek skoczyła powyżej 7 proc. Irlandii zajęło to ponad miesiąc. Koszt portugalskich CDS-ów (instrumentów finansowych zabezpieczających przed bankructwem dłużnika) przekracza już 500 punktów bazowych i jest większy niż w przypadku zniszczonego wojną Iraku. Cztery lata temu, przed kryzysem, wynosił on zaledwie 4,5 pkt bazowego.