Na pierwszy rzut oka skala sierpniowej paniki na rynkach może być dla zewnętrznego obserwatora zaskakująca, biorąc pod uwagę wiadomości, jakie w tym czasie napłynęły na rynek. Przecież kryzys zadłużenia w strefie euro czy obniżka ratingu USA to nie są zdarzenia, które pojawiły się nagle i nieoczekiwanie.
Pełne wytłumaczenie przyczyn rynkowego krachu poznamy, tak jak to zawsze bywa w tego typu okolicznościach, dopiero w przyszłości, długo po fakcie. Już tydzień temu pisałem, że w przeszłości spadek WIG o 20 proc. od szczytu hossy w niemal wszystkich przypadkach zapowiadał obniżenie się (średnio o połowę) rocznego tempa wzrostu PKB w naszym kraju w ciągu czterech kwartałów.
Rynkowe wyczucie
W mijającym tygodniu mieliśmy kolejny pokaz tego, w jaki sposób rynki dyskontują zjawiska, których jeszcze nie widać gołym okiem, i które znajdą odzwierciedlenie w oficjalnych twardych danych dopiero za wiele miesięcy. To kwestia, która bardzo często umyka w komentarzach. Rynek przede wszystkim dyskontuje, a nie reaguje. To, co na pierwszy rzut oka może wydawać się spekulacyjnym chaosem, z czasem?okazuje się wyrocznią. Tyle że wtedy już mało kto pamięta te rynkowe przepowiednie, zwłaszcza politycy, dla których walka ze spekulantami jest bardzo wdzięcznym tematem. Najnowszym dowodem tego jest propozycja przywódców Niemiec i Francji obłożenia rynków dodatkowym podatkiem, co nie wiadomo jakim cudem miałoby pomóc w walce z kryzysem w strefie euro.
Kontynuacja tendencji
W tym kontekście kluczowe dla określenia perspektyw dla rynku akcji jest stwierdzenie, w jakim punkcie cyklu koniunkturalnego jest gospodarka. Ostatnie wydarzenia to nie jest przypadkowy incydent. Już na jesieni 2010 roku „Parkiet" ostrzegał, że roczna dynamika produkcji z fazy wzrostu (rozpoczętej wiosną 2009 roku, wkrótce po starcie hossy) zaczyna przechodzić do fazy spadkowej. Na początku br. te przypuszczenia potwierdził indeks PMI, który po sięgnięciu skrajnie wysokich odczytów zaczął w szybkim tempie oddalać się w dół od szczytów cyklu koniunkturalnego. Mamy zatem do czynienia z logiczną kontynuacją. W tytule analizy z 16 lipca pytałem „kiedy korekta spadkowa przerodzi się w nowy trend?". Zaledwie dwa tygodnie później, gwałtownie przełamując długoterminowe poziomy wsparcia na przełomie lipca i sierpnia, indeksy giełdowe potwierdziły, że niekorzystne zjawiska ekonomiczne przekładają się na koniunkturę giełdową.
Popatrzmy przykładowo na wykres rocznej dynamiki produkcji przemysłowej. Zwyczajowo poddajmy te dane prostej obróbce za pomocą trzy-miesięcznej średniej kroczącej (dzięki temu można wygładzić dane, pozbywając się chwilowych odchyleń od normy). Taka wygładzona dynamika produkcji wyniosła w lipcu 3,8 proc., co oczywiście oznacza kontynuację tendencji spadkowej trwającej od jesieni ub.r. U szczytu tej tendencji dynamika była bliska 13 proc., obecnie jest najniższa od grudnia 2009 roku.