Transakcje insiderów, czyli członków zarządów spółek i innych topowych menedżerów oraz członków rad nadzorczych, są zawsze z uwagą śledzone przez inwestorów. Któż jak nie oni najlepiej wie, jakie perspektywy pod względem fundamentalnym stoją przed ich spółkami?
Rozczarowująca skala zakupów
Zakupy akcji przez insiderów mogą świadczyć, że widzą szansę na poprawę przez firmę wyników – a w konsekwencji także wzrost notowań. I odwrotnie – sprzedaż może sugerować, że perspektywy nie są zachęcające i kurs akcji może być pod presją. To jednak bardzo ogólne założenia, za którymi kryje się wiele zastrzeżeń.
Przyjrzyjmy się najpierw ostatnim transakcjom. Kiedy jeśli nie teraz, gdy indeksy osuwają się w parę tygodni po 30–40 proc., insiderzy mają dać wyraz wiary w swoje spółki, dokupując akcji? Takich transakcji było jednak w ostatnich tygodniach tylko kilka, mimo że indeks WIG stracił od początku roku aż 33 proc. z powodu obaw o epidemię koronawirusa, która – jak twierdzą eksperci – może nie dotknąć pod względem fundamentalnym niektórych firm.
– W przypadku kupowania akcji może chodzić zarówno o wzmocnienie swojej pozycji w akcjonariacie, jak i np. w okresie silnych spadków kursu spółki może być to chęć wysłania sygnału na rynek, że uważa się, iż akcje są tanie. Warto ruchy insiderów oceniać poprzez wielkość zajmowanej pozycji. Odnosiłbym to nie tylko do zarobków prezesów, lecz także do kapitalizacji danego podmiotu – mówi Mateusz Namysł, analityk mBanku.
Wśród tych nielicznych ostatnio zakupów insiderów dominowały przeprowadzane przez bankowców. Zbigniew Jagiełło, prezes PKO BP, kupił w dwóch osobnych transankcjach 2 tys. akcji (płacił średnio po 28,32 zł) i 1 tys. akcji (32,51 zł), wydał więc łącznie blisko 90 tys. zł. Walory banku kupowali też wiceprezesi Adam Marciniak (2 tys. po 32,42 zł) oraz Mieczysław Król (1 tys. po 28,72 zł). Transakcje te były niewielkie, biorąc pod uwagę kapitalizację banku (31,1 mld zł) czy wynagrodzenie członków zarządu, które rocznie w przypadku prezesów niektórych banków sięga 2–5 mln zł.