Wyprzedaż akcji na Wall Street przybrała w ostatnich dniach na sile. Najwyraźniej Amerykanie zdali sobie sprawę, że sytuacja jest bardzo poważna i czas pozbywać się papierów. Robią to w sposób typowy dla bessy, w myśl powiedzenia, że byk wchodzi po schodach, a niedźwiedź wyskakuje oknem.
Amerykanie się przestraszyli
Wspinaczka trwała zdecydowanie zbyt długo i zaprowadziła indeksy zbyt wysoko, więc teraz przychodzi zapłacić karę za chciwość. Nikt nie zwraca uwagi ani na radykalne działania rezerwy federalnej, ani na zapowiadane potężne pakiety fiskalne. Wrażenie robią za to informacje o liczbie zachorowań w Stanach Zjednoczonych oraz prognozy dotyczące skali spadku amerykańskiego PKB. A te ostatnie mogą przyprawiać o ból głowy. Goldman Sachs „optymistycznie" szacuje spadek w drugim kwartale o 5 proc., ale JP Morgan spodziewa się tąpnięcia nawet o 14 proc. Podobnie jak czarne scenariusze dotyczące stopy bezrobocia. Nic więc dziwnego, że przypadki zawieszenia handlu ze względu na przekroczenie dopuszczalnej skali spadku indeksów powtarzają się na nowojorskim parkiecie coraz częściej. Dow Jones do czwartku tracił ponad 13 proc., ale w najgorszym momencie w trakcie środowej sesji spadek przekraczał 14 proc. Ostatecznie bykom z trudem udało się utrzymać indeks powyżej 20 tys. punktów, co oznacza cofnięcie do poziomu z początku 2017 r. S&P 500 zniżkował o nieco ponad 11 proc., a Nasdaq Composite szedł w dół o ponad 9 proc. Jednodniowe próby odbicia już od trzech tygodni nie są w stanie powstrzymać spadkowej tendencji.
Po fatalnym poprzednim tygodniu, gdy DAX zniżkował o 20 proc., determinacja sprzedających na parkiecie we Frankfurcie wyraźnie się zmniejszyła. Do czwartku tamtejszy indeks szedł w dół „jedynie" o niespełna 7 proc., osiągając poziom najniższy od prawie siedmiu lat. Podobną zniżkę notował paryski CAC40. Nieoczekiwanie „dobrze" radziła sobie giełda w Mediolanie, której wskaźnik spadał o nieco ponad 3 proc. (tydzień wcześniej zniżkował o ponad 23 proc.). Spośród giełd krajów rozwiniętych naszego kontynentu najmocniejszą, przekraczającą 18 proc. przecenę notowano w Londynie i w Wiedniu.
Dynamiki nabrały spadki na rynkach wschodzących. MSCI Emerging Markets tracił do czwartku 14 proc. i była to najmocniejsza tygodniowa zniżka w obecnej fali spadków. Wskaźnik jest na poziomie najniższym od niemal czterech lat. Jego słabość bez wątpienia należy wiązać z sytuacją na rynkach surowcowych, a w szczególności ropy naftowej. Moskiewski RTS zniżkował o ponad 14 proc. Do spadku MSCI EM w znacznym stopniu przyłożyły się jednak także parkiety azjatyckie. Indeks giełdy na Filipinach tracił ponad 20 proc., w Korei spadek sięgał 18 proc., w Indiach przekraczał 17 proc. Na tym tle „pozytywnie" wyróżniał się Shanghai Composite, zniżkujący o niecałe 6,5 proc. Ciekawostką jest to, że „niepostrzeżenie" indeks chińskiego parkietu wyrósł na tegorocznego lidera światowych wskaźników, zniżkując o nieco ponad 11 proc., podczas gdy Nikkei i Dow Jones tracą po 30 proc., a DAX spada o 35 proc.
Bardzo interesujące wydarzenia miały miejsce na rynkach długu i walutowym. Ceny zaledwie kilka dni temu „szaleńczo" kupowanych obligacji skarbowych, kontynuują silną tendencję spadkową. W jej efekcie rentowność amerykańskich papierów dziesięcioletnich skoczyła z historycznie niskiego poziomu 0,4 proc., notowanego 9 marca, do 1,2 proc. w minioną środę. Stało się to mimo potężnej stymulacji monetarnej Fedu, która zgodnie z rynkową logiką powinna zepchnąć rentowność w dół. Być może obniżka stóp do zera i skup aktywów zostały już wcześniej przez rynek długu zdyskontowane, jednak przeważają opinie, że obecnie liczy się gotówka i nawet obligacje nie spełniają roli bezpiecznej przystani. Z pewnością pełni ją dolar. Od 9 marca (zbieżność z rozpoczęciem wyprzedaży obligacji raczej nieprzypadkowa) Dollar Index skoczył z niespełna 70 do ponad 77 punktów, czyli o 10 proc., osiągając poziom najwyższy od 18 lat. W górę szły także indeksy jena i franka. Szwajcarska waluta jest najmocniejsza od stycznia 2015 r., czyli pamiętnego „wybicia" po rezygnacji tamtejszego banku centralnego z kontrolowania kursu franka. Obecnie podejmowane są interwencje mające na celu jego osłabienie.