Od czasu marcowego tąpnięcia na rynkach finansowych panują bardzo dobre nastroje, niezależnie od wydźwięku napływających informacji makroekonomicznych. W górę idą notowania niemal wszystkich instrumentów finansowych i to zarówno tych uznawanych za bezpieczne, jak i ryzykownych.
Optymizm już jest, brakuje euforii
W przypadku tych pierwszych można już mówić o euforii, szczególnie patrząc na rynek złota, ale i amerykańskie obligacje skarbowe także notują rekordowo wysokie ceny (rentowność zbliża się do 0,5 proc.). Wypada tylko czekać, aż euforia pojawi się również na napompowanych rynkach akcji. Jednym i niemal jedynym przegranym jest dolar, którego indeks znalazł się już poniżej dołków z grudnia ubiegłego roku i marca 2020 r., i jest na poziomie najniższym od ponad dwóch lat, co oczywiście podkręca notowania w pozostałych segmentach rynku finansowego. Sytuacja, w której w górę idą notowania „wszystkiego", nie może trwać wiecznie, a powodem jej wystąpienia jest zalewanie rynków pieniądzem. Deprecjacja dolara, którego mamy nadmiar, potwierdza tę tezę. Fed ściga się z amerykańskim rządem o palmę pierwszeństwa w dostawach „zielonych". Czekamy teraz na wynik targów o to, ile mają dodatkowo dostawać bezrobotni w USA, i wiele wskazuje, że będzie to 400+ wypłacane przez kolejne miesiące. W tym kontekście sygnały o możliwym pogorszeniu się sytuacji na rynku pracy nie wydają się groźne.
Efekt jest taki, że do czwartku S&P 500 rósł o 2,4 proc., zbliżając się do historycznego rekordu na odległość zaledwie 44 pkt, czyli nieco ponad 1 proc. Dow Jones zwyżkował o 3,6 proc., ale choć bardzo się stara, do szczytów ma znacznie większy dystans. Kolejne rekordy nieodmiennie notuje Nasdaq Composite, który poszedł w górę o 3,4 proc., nic nie robiąc sobie z opinii, że to już spekulacyjna bańka. Całkiem nieźle radziły sobie w ostatnich dniach główne giełdy naszego kontynentu. DAX zwyżkował o 2,3 proc., paryski CAC40 rósł o 2,1 proc., londyński FTSE zyskiwał ponad 3 proc. W naszym regionie liderem był rosnący o niemal 4 proc. moskiewski RTS. Indeksy w Bukareszcie, Budapeszcie i Pradze zwyżkowały od ponad 1 do prawie 3 proc. Indeks rynków wschodzących szedł w górę o 3,5 proc., zbliżając się do tegorocznego maksimum.
Kontynuacja wzrostów w Warszawie
Po dość niepokojących wydarzeniach z ostatniego tygodnia lipca na warszawski parkiet powrócił umiarkowany optymizm, choć czwartkowa sesja znów przypomniała o obawach, szczególnie w segmencie małych i średnich firm. W trakcie pierwszych czterech sesji minionego tygodnia WIG20 zwyżkował o prawie 3 proc., powracając powyżej 1800 pkt, czyli poziomu, do którego indeks ten „przyzwyczaja" inwestorów już od początku czerwca. Na tle zachowania się wskaźnika rynków wschodzących zarówno w perspektywie ostatnich dni, jak i miesięcy WIG20 nie wygląda imponująco, najdelikatniej rzecz ujmując. Obrazu siły względnej nie poprawia też zbytnio spojrzenie na indeks naszych blue chips w ujęciu dolarowym. Najwyraźniej globalny kapitał szuka szczęścia gdzie indziej, a rodzimy jest w stanie jedynie podtrzymywać trend boczny i bronić rynek przed osuwaniem.