Zwyżkom rynków akcji, szczególnie na Wall Street, nie przeszkadzało ani globalne podwojenie w ciągu ostatnich sześciu tygodni liczby zakażeń koronawirusem, ani wymiana kolejnych ciosów w konflikcie między USA a Chinami. Wystarczył jednak dość symboliczny wzrost rentowności rządowego długu, żeby tak różne, ale jednocześnie splątane ze sobą aktywa, jak akcje spółek technologicznych i wzrostowych, obligacje skarbowe oraz metale szlachetne, stanęły na krawędzi korekty.
O tym, że może zbliżać się jakieś przesilenie (nawet jeśli tylko krótkoterminowe), inwestorzy mogliby się przekonać, obserwując zachowanie naszej giełdy. Rynkowa spekulacja wywindowała kilka spółek z indeksu sWIG80 do najwyższych od dwóch lat poziomów. Bardziej spektakularną zwyżkę odnotował NewConnect. W trakcie ostatnich sesji lipca na nieskażonym żadną korektą obrazie silnej fali hossy zarysowała się pierwsza rysa, czyli 8-, 16-proc. spadki. Powinna nieco schłodzić rozgrzane głowy inwestorów i wzbudzić refleksję co do zasadności wyceny bohaterów ostatnich miesięcy, czyli spółek z sektorów energii odnawialnej, szeroko rozumianych usług medycznych czy gier.
Czy to koniec trendu wzrostowego?
Nie oznacza to jednak ani zakończenia trendu wzrostowego, ani ostatecznego wyparowania spekulacyjnych nastrojów. Na to jest moim zdaniem za wcześnie. Jeśli potraktujemy jako wzorzec hossę lat 90. ubiegłego stulecia (z jej spektakularną końcówką w postaci bańki dotcomów), można dojść do wniosku, że wchodzimy w kolejny etap trendu wzrostowego. Powinien się on charakteryzować znacznie większą zmiennością od tej z ostatnich kilku miesięcy. W końcówce lipca inwestorzy zyskali kolejny dowód na to, że szukanie analogii do hossy sprzed dwóch dekad może być uzasadnione. Rynek przeszedł do porządku dziennego nad niecodziennym wydarzeniem, jakie miało miejsce w amerykańskim Kongresie, czyli przesłuchaniem prezesów czterech technologicznych gigantów i liderów 11-letniej hossy na Wall Street (Amazon, Facebook, Google, Apple) obwinianych o stosowanie praktyk monopolistycznych. Z podobnymi zarzutami i analogicznym brakiem rynkowej reakcji mieliśmy do czynienia podczas prowadzonej w latach 1998–2000 sprawy przeciwko spółce Microsoft, kiedy zeznania przed przedstawicielami Kongresu składał Bill Gates.
Większy potencjał do wpływania na rynkowe nastroje mogą mieć akty wykonawcze podpisywane na masową skalę przez Donalda Trumpa, który wydał ostatnio dekret prowadzący do faktycznego zamknięcia amerykańskiego rynku dla należących do chińskich korporacji aplikacji TikTok oraz WeChat. Wojna handlowa między USA a Chinami, która rozpalała inwestorów w poprzednich trzech latach, rozwija się na nowym froncie, a konsekwencje tego mogą być poważniejsze niż te, które spowodował zakaz prowadzenia biznesu z firmą Huawei.