Pakiet pobudzenia gospodarki amerykańskiej nadal był „w lesie". Mówiono, że dyskusje na temat pomocy gospodarce USA mogą być kontynuowane we wrześniu. Pisano też dużo o tym, że ożywienie w Stanach zaczyna wchodzić w fazę stagnacji. Zatrudnienie w małych firmach, godziny pracy, wydatki z kart kredytowych, popyt na benzynę – wszystko to wchodzi w fazę stagnacji i to stagnacji dużo poniżej zeszłego roku.
Dość nieoczekiwanie odbyły się telefoniczne rozmowy USA–Chiny (te, które były odwołane w poprzednim tygodniu 15.08) podsumowujące półrocze umowy handlowej pierwszej fazy. Chińczycy promienieli optymizmem. Obie strony oficjalnie oświadczyły, że będą dążyły do pełnej realizacji umowy. To niewątpliwie jest pozytyw dla globalnej gospodarki.
Minusem jednak było to, że w Europie (i nie tylko) pandemia Covid-19 coraz szybciej się rozprzestrzeniała. Mówiło się, że to wracający z innych krajów turyści przenoszą zakażenie, co groziło kolejnymi zamknięciami granic. Polska już to robi, zamykając na przykład loty do i z Hiszpanii, co uderzy w odpoczywających tam naszych turystów i zaszkodzi naszemu sektorowi turystycznemu.
Komentatorzy twierdzili, że w końcu sierpnia optymizm inwestorów wynikał z zaakceptowania do stosowania w USA osocza ozdrowieńców z Covid-19 przez FDA (agencja zatwierdzająca leki). Po pierwsze jednak, to żadna informacja, bo o tym mówiono już od dawna, a po drugie, WHO (Światowa Organizacja Zdrowia) poinformowała, że pozytywne skutki użycia osocza są wątpliwe, a dowody na jego skuteczność są wątłe.
W Europie inwestorzy w ostatnim tygodniu sierpnia zaczęli gonić USA, dzięki czemu indeksy odbiły się od dwutygodniowego dna. Pojawiły się informacje mówiące o tym, że szaleństwo Wall Street zaczęło martwić niektórych zarządzających funduszami, którzy bardziej przychylnie spoglądają na Europę (co może w końcu pomóc też bykom na GPW).