Na początku kwietnia 2020 r., w okresie ogromnej niepewności inwestycyjnej i gospodarczej po pandemicznym krachu na rynkach, sięgnęliśmy po klasyczne dzieło amerykańskiego prof. Jeremy'ego Siegela („Stocks for the Long Run" – „Akcje na długą metę") przypominające o długoterminowych zyskach z powszechnie niechcianych w momencie pisania naszego artykułu akcji.
Te ponadczasowe wskazówki inwestycyjne okazały się cennym drogowskazem w okresie największej zawieruchy rynkowej. Jakie przesłanie płynie na tej podstawie teraz, po wielomiesięcznej silnej hossie na giełdach?
O ile po wybuchu pandemii przez rynki przeszła fala panicznej wyprzedaży, o tyle teraz inwestorzy martwią się innymi kwestiami, w tym przyspieszającą inflacją, która pożera wartość nabywczą kapitału.
Zaletą cytowanych przez nas badań prof. Siegela jest to, że pokazują realne stopy zwrotu, czyli skorygowane właśnie o inflację. Przypomnijmy najważniejsze przesłanie: „wzrost wartości nabywczej akcji wykazuje zauważalną długoterminową stabilność. Mimo wyjątkowych zmian ekonomicznego, społecznego i politycznego otoczenia na przestrzeni ostatnich dwóch wieków amerykańskie akcje przynosiły między 6,6 a 7 proc. realnej stopy zwrotu średnio w skali roku w każdym z głównych badanych podokresów".
Jest o co się bić
Odświeżmy nasze wykresy obrazujące to zjawisko. Według naszej własnej analizy długoterminowa uśredniona realna stopa zwrotu z akcji na Wall Street to 6,7 proc., licząc od początku 1900 r., co perfekcyjnie wpisuje się w liczby podane przez prof. Siegela. Innymi słowy, akcje na dłuższą metę wygrywały z inflacją, gdyż – mówiąc językiem cytowanego autora – są to „realne aktywa", których wartość fundamentalna powinna z nawiązką rekompensować wzrost cen w gospodarce (przychody spółek rosną równolegle do nominalnego PKB).