Wróćmy do Banco Popular – 6 czerwca 2017 r. Europejski Bank Centralny ocenił, że instytucja ta upada lub jest bliska upadłości, i zaczęto ustalać, czy potrzebne jest resolution. Dzień później SRB uznał, że zachodzą wszelkie przesłanki do uruchomienia tego procesu – był to wtedy szósty co do wielkości bank w Hiszpanii z aktywami i depozytami rzędu odpowiednio 147 mld i 84 mld euro (czyli był większy od każdego z banków w Polsce). Zastosowano opcję przejęcia przez inny duży bank – został nim Santander. Całość aktywów i kapitałów kupił za symboliczne 1 euro, zgodnie z podejściem bail-in umorzono dodatkowy kapitał Tier 1 i skonwertowano na kapitały zobowiązania podporządkowane (inwestorzy stracili ok. 1,4 mld dol. w instrumentach dłużnych). Wartość banku oszacowano między - 8,2 a -2 mld euro. Później fundusze inwestycyjne, które miały w portfelach dług banku, złożyły pozew. Akcjonariusze stracili wszystko – notowania kursu akcji banku zniknęły z hiszpańskiej giełdy (przed rozpoczęciem resolution kurs akcji był o blisko 80 proc. na minusie od początku roku). Pieniądze publiczne nie zostały użyte do ratowania banku, nie zapłacili za to także jego klienci (deponenci). Jednak Santander musiał podwyższyć kapitał – ponad miesiąc po przejęciu przeprowadził udaną emisję akcji z prawem poboru o wartości 7,1 mld euro.
O ile ostateczną przyczyną problemów Banco Popular okazał się brak płynności (klienci od kilku tygodni wycofywali depozyty), o tyle pierwotną był stary problem banków z Południa, czyli słaba jakość kredytów, niska dochodowość i problemy kapitałowe. Warto przypomnieć, że to inna sytuacja niż w przypadku głośnej upadłości największego spółdzielczego banku w Polsce – SK Banku Wołomin (listopad 2015 r.), który miał 2,1 mld zł depozytów i mniej więcej tyle samo kosztowała polski sektor bankowy jego upadłość. Doszło do niej, bo KNF stwierdziła, że instytucja jest głęboko niewypłacalna i ma ujemne kapitały. Tu pierwotnym problemem była fatalna jakość portfela kredytowego. Z kolei z powodu utraty płynności rok później (gdy obowiązywały już w naszym kraju przepisy resolution) upadł inny kredytodawca, tym razem niewielki – Bank Spółdzielczy w Nadarzynie. Przez pół roku klienci wycofali 100 mln zł depozytów i ich baza zmalała do zaledwie 140 mln zł. Działania naprawcze nie przyniosły rezultatu, a KNF nie mogła zdecydować o przejęciu przez inny bank. BFG ocenił, że nie zostały spełnione przesłanki wydania decyzji o wszczęciu przymusowej restrukturyzacji. O wycofywaniu depozytów zadecydowały informacje o słabej kondycji banku i sprawach kryminalnych niektórych członków jego kierownictwa.
Kontrowersyjna poprawka ma umożliwić ratowanie małych banków, głównie spółdzielczych, przez większych graczy na podstawie decyzji KNF
Sporo kontrowersji wywołała wprowadzona naprędce i w późnym etapie procesu legislacyjnego poprawka w ramach nowelizacji ustaw mających wzmocnić nadzór nad rynkiem finansowym.Chodzi o zgłoszoną przez Ministerstwo Finansów na prośbę KNF poprawkę do ustawy – Prawo bankowe umożliwiającą przejmowanie przez banki innych banków znajdujących się w kłopotach. Ta propozycja zbiegła się w czasie z ujawnieniem nagrania, w którym były przewodniczący KNF relacjonował, że szef Bankowego Funduszu Gwarancyjnego ma plan przejęcia Getin Noble za złotówkę przez innego dużego kredytodawcę. Z datowanego na 26 października pisma byłego szefa KNF wynika, że konieczna jest zmiana przepisów, które nadawałyby KNF uprawnienia do przymusowego łączenia banków (za zgodą przejmującego). Argumentuje, że „obecne przepisy prawne nie zawierają wystarczająco szerokiego wachlarza środków nadzorczych (...), które pozwoliłyby na skuteczne działania preferencyjne przeciwdziałające pogarszaniu się sytuacji banku". Z pisma wynika, że chodzi głównie o banki spółdzielcze, w przypadku których niebawem wygasają umowy zrzeszeń. Przede wszystkim te małe, o funduszach własnych poniżej 5 mln euro. Były przewodniczący zaznaczał, że łączenie banków z silniejszym, niezależnie od formuły prawnej, jest w obecnej sytuacji rynkowej i otoczeniu prawnym „praktycznie jedyną ścieżką sanacji i sposobem na uniknięcie upadłości w sektorze bankowości spółdzielczej". Trudno się nie zgodzić, że to lepszy sposób niż pozwalanie na upadłość, która nie tylko jest kosztowna, ale też podważa zaufanie do sektora finansowego, na czym mogłyby ucierpieć najmniejsze i będące w trudniejszej sytuacji instytucje. Zmiana przepisów jest konieczna, bo banki spółdzielcze są małe i w praktyce nie można zastosować wobec nich resolution (jednym z warunków jest zajście „interesu publicznego", a ten w przypadku lokalnych banków nie występuje). Sęk w tym, że proponowana poprawka ma pozwalać na przejmowanie nie tylko banków spółdzielczych, ale i komercyjnych, co budzi wątpliwości szczególnie w kontekście faktu, że w tym trybie wyceny i oszacowania sporządza bank przejmujący, a nie, jak w resolution, niezależny podmiot.