– Nie podjęliśmy jeszcze decyzji w tej sprawie. Wstrzymanie budowy Skanledu, którym planowaliśmy transport surowca z Norwegii do Danii i dalej do Polski, zaskoczyło nas. Brak tego projektu oznacza, że musimy na nowo przeanalizować sens naszego uczestnictwa w Baltic Pipe – mówi Sławomir Hinc, wiceprezes PGNiG. Tymczasem dzięki realizacji obu inwestycji rocznie miało trafiać nad Wisłę 3 mld m sześc. błękitnego paliwa.
Państwowy Gaz-System, który jest odpowiedzialny za budowę Baltic Pipe, na razie nie rezygnuje z tego projektu. Zgodnie z harmonogramem, chce do końca roku badać rynek. Po przeprowadzeniu tej procedury będzie ostatecznie wiadomo, kto, kiedy, w którym kierunku i ile gazu chce przesyłać. Aby gazociąg powstał, zainteresowane firmy muszą zgłosić zapotrzebowanie na przesył co najmniej 3 mld m sześc. gazu do Polski lub 2,5 mld m sześc. do Danii. Analitycy uważają, że w obecnej sytuacji nie pojawią się jednak chętni, którzy byliby zainteresowani transportem takich wolumenów.
W czwartek PGNiG podało raport za 2008 r. Grupa osiągnęła 18,4 mld zł przychodów (wzrost o 10,7 proc. w porównaniu z 2007 r.) i 866 mln zł zysku netto (spadek o 5,5 proc.). Zaudytowany wynik netto okazał się o ponad 60 mln zł gorszy od wykazanego przez spółkę po czterech kwartałach. Dlaczego? – Szacowana wartość sprzedanego gazu na koniec ubiegłego roku wykazana w raporcie kwartalnym była mniejsza, niż faktycznie osiągnięta – twierdzi Hinc.
Ubiegłoroczne zarobki zarządu PGNiG wyniosły łącznie 7,36 mln zł, a rady nadzorczej 0,5 mln zł. Najwięcej, bo 0,7 mln zł otrzymał Krzysztof Głogowski, do marca 2008 r. prezes gazowniczej firmy. Niewiele mniej dostali byli wiceprezesi: Stanisław Niedbalec i Zenon Kuchciak. Z obecnych władz największe wynagrodzenie otrzymał wiceprezes, Waldemar Wójcik oraz prezes Michał Szubski (obaj po około 0,5 mln zł).