Technologia wychwytywania i magazynowania dwutlenku węgla (tzw. CCS), która miała pomóc w osiągnięciu unijnych celów redukcji zanieczyszczeń i z której chciały korzystać także polskie elektrownie, przynajmniej jeszcze przez dekadę nie będzie się nadawać do zastosowań komercyjnych – twierdzą przedstawiciele polskich i europejskich spółek energetycznych. W konsekwencji szumnie zapowiadana przez Polską Grupę Energetyczną inwestycja?warta 600 mln euro (około 2,6 mld zł) trafiła do zamrażarki.
Potrzebne wsparcie
Projekt przygotowany przez PGE zakłada, że CO2 wydobywające się z Elektrowni Bełchatów będzie transportowane?specjalnym rurociągiem do podziemnego zbiornika. Spółka wybrała już nawet lokalizację składowiska gazu – okolice Wojszyc w północnej części województwa łódzkiego. Rozstrzygnęła też przetarg na wykonawcę prac przygotowawczych w procesie budowy rurociągu.
– To inwestycja, która pomaga w ograniczeniu emisji CO2, ale nie przynosi zwrotu. Zamiast tego generuje bardzo duże koszty i to nie tylko na etapie inwestycyjnym, ale również w trakcie eksploatacji – powiedział „Parkietowi" Wojciech Ostrowski, wiceprezes PGE ds. finansowych.
Jego zdaniem budowa takiej instalacji bez wsparcia w postaci specjalnych certyfikatów, jakie mają projekty wykorzystujące odnawialne źródła energii, byłaby nieopłacalna. – Dopóki takie wsparcie nie zostanie zapewnione, nie możemy w pełni ruszyć z projektem – dodał.
Firmy energetyczne będą zainteresowane wykorzystaniem CCS, gdy koszt składowania dwutlenku węgla pod ziemią będzie niższy od kosztu uprawnień do emisji. Tymczasem dziś szacuje się, że w pilotażowej instalacji w Bełchatowie koszty wychwycenia i składowania tony CO2 wyniosłyby 60–65 euro. To kilka razy więcej niż aktualna cena uprawnień do emisji.