Ktoś mógłby pomyśleć, że Amerykanin się pomylił i zamiast w futbol amerykański, na którym zna się jak mało kto (w końcu siedem razy zwyciężał w meczu o Super Bowl), zainwestował w futbol znany w Europie, dla uniknięcia nieporozumień za oceanem nazywany soccerem. To jednak nie jest pomyłka. Może i Brady chciałby kiedyś stać się właścicielem drużyny grającej w NFL, ale na razie raczej go na to nie stać.
Drużyny są wyceniane w miliardach dolarów, a zasady ich nabywania są bardzo restrykcyjne. W ostatnich latach tylko trzy zespoły zmieniły właścicieli, a najtańsza z nich Buffalo Bills kosztowała w 2014 roku 1,4 miliarda dolarów. Za Denver Broncos rok temu trzeba było zapłacić już 4,65 mld dolarów.
Milionera nie stać
Oczywiście, różnice w wycenie będą, bo drużyny (Amerykanie mówią „franchise”) działają na innych rynkach lokalnych, ale nawet Buffalo Bills przez te osiem lat podrożeli. Wartość drużyn futbolu amerykańskiego wzrosła w tym czasie o ponad sto procent. Nie można ich kupić w całości na kredyt – grupa inwestorów może pożyczyć maksymalnie 1,1 mld dolarów. Nie mogą ich też przejąć fundusze inwestycyjne.
W futbolu europejskim jest inaczej. Wejść na rynek jest łatwiej, ktoś taki jak Brady jest witany z otwartymi ramionami. Jeśli dobrze się zainwestuje, kupi tanio i podniesie zespół, to można dobrze zarobić, a przy tym mieć całkiem sporo frajdy. W tej transakcji wszystko wygląda na przemyślany ruch.
Nie wchodził na nierozpoznany grunt. W lipcu 46 proc. udziałów w klubie przejął amerykański fundusz headgingowy Knighthead Capital Management. Jego właścicielem jest Tom Wagner, z którym Brady już wcześniej prowadził interesy. Panowie razem zarządzają rozgrywkami Major League Pickleball, a firma odzieżowa Brady’ego jest partnerem zespołu Knighthead rywalizującego w wyścigach World Endurance Championship.