Francja znów stała się miejscem, z którego napływają dramatyczne relacje medialne. Wielkie zamieszki, w których pogrążyła się, kiedy policja zastrzeliła 17-letniego kryminalistę pochodzenia algierskiego, przyniosły wiele szokujących obrazów. Rzędy spalonych autobusów, podpalane biblioteki, nastolatki z imigranckich rodzin biegające po ulicach z bronią palną… Straty są wstępnie szacowane (przez Medef, organizację pracodawców) na co najmniej 1 mld euro. Ucierpiało m.in. 300 oddziałów banków. Dla jednych to kolejny dowód na totalne fiasko francuskiej polityki imigracyjnej, społecznej i nawet gospodarczej. Dla innych to po prostu kolejna niedogodność, z którą poradzi sobie to europejskie mocarstwo. Wszak choć zamieszki miały dramatyczny przebieg, to jednak ich wpływ na gospodarkę będzie ograniczony. Zwłaszcza że owa gospodarka radziła sobie w ostatnich kwartałach zadziwiająco dobrze, a rynek akcji ustanawiał rekordy. Do tego trzeba doliczyć przewidywany spadek ruchu turystycznego.
– Nagrania z zamieszek obiegły cały świat i uderzyły w wizerunek Francji. Zawsze jest trudno stwierdzić, czy skutki tego będą długofalowe, ale na pewno będzie spadek rezerwacji latem. Choć sezon wyglądał obiecująco, to wielu ludzi już anulowało rezerwacje – wskazuje Geoffroy Roux de Bezieux, szef Medef.
Poważne mogą być też długoterminowe skutki polityczne tej erupcji przemocy i barbarzyństwa.
Próżnia polityczna
Jedną z „szokujących prognoz” Saxo Banku na 2023 r. była rezygnacja francuskiego prezydenta Emmanuela Macrona. Miał on to zrobić z powodu fiaska reformy emerytalnej i problemów z rządzeniem. „Szokujące prognozy” są oczywiście przykładami projekcji, które wydają się być mało prawdopodobne, ale nie da się ich całkowicie wykluczyć. Wszak w ostatnich latach realizowały się dużo bardziej szokujące scenariusze. Czy jest więc realne to, że we Francji dojdzie do wielkiej zmiany politycznej?