W I połowie 2022 r. podpisaliście 1241 umów deweloperskich i przedwstępnych, w szalonym ubiegłym roku taki rząd sprzedaży uzyskiwaliście w skali trzech miesięcy, nie sześciu (w II i III kwartale). Jak ocenia pan perspektywy rynku pierwotnego?
Rzeczywiście, ubiegły rok był dla branży bardzo dobry. Na początku 2022 r. sytuacja na całym świecie się zmieniła. Głównym tego powodem była rozkręcająca się inflacja. Należy jednak podkreślić, że zapotrzebowanie na mieszkania w Polsce jest cały czas bardzo wysokie z uwagi na strukturalny deficyt. Popyt w rozumieniu chęci nabycia lokum nie zmniejszył się, jednak wraz z szybkim wzrostem stóp procentowych dramatycznie zmniejszyła się dostępność, możliwość nabywania mieszkań przez ludzi. Właśnie to jest powodem spadku sprzedaży na rynku pierwotnym.
Myślę, że w perspektywie kolejnych miesięcy będziemy widzieli kontynuację spadku, biorąc pod uwagę, jak trudno jest w obecnym otoczeniu zaciągnąć kredyt hipoteczny. Poza tym teraz są wakacje i miasta opustoszały, wiele osób wyjechało na wakacje – wykupione i opłacone wcześniej. Na początku września sprzedaż mieszkań powinna się poprawić, ale na pewno to nie będą poziomy z zeszłego roku. Zaciągnięcie kredytu dla jednych jest niemożliwe, drudzy nie chcą tego robić, mając świadomość wysokości rat przy obecnych stopach. Zakupy inwestycyjne z udziałem kredytów praktycznie nie istnieją, a udział transakcji gotówkowych mocno wzrósł – w naszym przypadku w ostatnich miesiącach powyżej 80 proc.
Z drugiej strony mamy napływ uchodźców z Ukrainy, według różnych szacunków od 0,75–1 mln osób zostanie w Polsce – wśród nich jest wielu potencjalnych nabywców mieszkań, co oznacza zapotrzebowanie na dodatkowo 250–300 tys. lokali, czyli jeszcze większy strukturalny deficyt.
Macie klientów z Ukrainy?