Podcięte skrzydło Ukrainy. Konoplianka do Cracovii przyszedł za darmo

Do Ekstraklasy trafił piłkarz z bogatą przeszłością. To Jewhen Konoplianka, który w reprezentacji Ukrainy rozegrał ponad 80 meczów. Kiedyś wyceniany był na 25 mln euro, do Cracovii przyszedł za darmo. Zostanie gwiazdą ligi czy będzie odcinał kupony?

Aktualizacja: 19.02.2022 17:34 Publikacja: 19.02.2022 17:34

Jewhen Konoplianka 7 czerwca 2019 roku rozegrał bardzo dobry mecz w barwach Ukrainy, w kwalifikacjac

Jewhen Konoplianka 7 czerwca 2019 roku rozegrał bardzo dobry mecz w barwach Ukrainy, w kwalifikacjach do Euro 2020, przeciwko Serbii. Strzelił dwie branki, a Ukraina wygrała 5:0.

Foto: PAP

 

Dziesięć lat temu strzelił Anglikom efektownego gola na Wembley i był bliski przeprowadzki do Liverpoolu. Klub z Anfield chciał aktywować klauzulę odstępnego w wysokości 16 mln funtów, ale ówczesny pracodawca Konoplianki – Dnipro Dniepropietrowsk – zablokował transfer.

Przebojowy skrzydłowy został na Ukrainie i w 2015 roku awansował z drużyną do finału Ligi Europy, eliminując po drodze Ajax i Napoli. W finale Dnipro przegrało w Warszawie z Sevillą, ale Konoplianka zrobił dobre wrażenie na rywalach i już kilka tygodni później przeniósł się do Andaluzji. Za darmo, bo skończył mu się kontrakt.

Tam w debiucie strzelił gola Barcelonie (w meczu o Superpuchar Europy) i mógł wpisać sobie do CV triumf w Lidze Europy. Nie był jednak pierwszym wyborem Unaia Emery'ego, źle znosił rolę rezerwowego i poszedł do Schalke. Najpierw go wypożyczono, potem został wykupiony za 12,5 mln euro. Ale w Gelsenkirchen też nie potrafił wywalczyć sobie miejsca w podstawowym składzie i popadł w konflikt z trenerem Markusem Weinzierlem. U nowego – Domenica Tedesco – początkowo grał więcej, lecz błyszczał rzadko. Podobnie jak w Hiszpanii wypominano mu, że nie uczy się języka i nie integruje z szatnią.

Grał na Euro

W 2019 roku wrócił do ojczyzny, a szansa, jaką dostał od Szachtara Donieck, wydawała się idealną okazją do podreperowania kariery. W debiucie wszedł z ławki rezerwowych i zdobył bramkę, ale zaczęły go dopadać kontuzje. Z wiekiem tracił także swój największy atut – szybkość, dzięki której uciekał rywalom i zyskiwał przestrzeń do oddania strzału.

Przez problemy zdrowotne grał coraz mniej i przestał być powoływany do kadry. Był z nią na Euro 2012 i 2016, ze swoim rówieśnikiem Andrijem Jarmołenką (dziś West Ham) tworzył duet skrzydłowych, którego obawiali się przeciwnicy. Ale kolejne mistrzostwa, na których Ukraina po raz pierwszy dotarła do ćwierćfinału, przeszły Konopliance koło nosa. Ostatnie spotkanie w reprezentacji rozegrał we wrześniu 2020 roku. Jego wartość rynkowa z każdym miesiącem leciała w dół. W szczycie kariery, w 2015 roku, wyceniany był na 25 mln euro, dziś według portalu Transfermarkt wart jest tylko 1,5 mln.

W tym sezonie wystąpił w zaledwie dwóch meczach Szachtara – jeszcze w sierpniu (w sumie 47 minut w eliminacjach Ligi Mistrzów). W Krakowie zamierza odzyskać formę i powalczyć o powrót do reprezentacji.

– Od ostatniej kontuzji minęło już osiem miesięcy. Jestem zdrowy, czuję się bardzo dobrze. Chcę pokazać, że wciąż mogę grać na wysokim poziomie i pomóc drużynie. Nie dbam o liczby, ale do końca sezonu chciałbym zdobyć pięć bramek i zanotować pięć asyst – mówi 32-letni Konoplianka.

Zarobi mniej

W sobotę Cracovia gra z Jagiellonią, ale do Białegostoku nowy gwiazdor zespołu jeszcze nie pojedzie. – Na takie wycieczki jest dla niego za wcześnie. Musimy odbudować go fizycznie, ale jedno można powiedzieć: ma duże umiejętności. Od poniedziałku zacznie przygotowania z drużyną do meczu z Bruk-Bet Termaliką Nieciecza – zapowiada trener Jacek Zieliński.

Konoplianką interesowały się też inne polskie kluby, ale to Cracovia miała być w tych staraniach najbardziej przekonująca. Piłkarz zgodził się na dużo niższe zarobki niż w Szachtarze (pobierał tam ok. 2 mln euro rocznie) i podpisał umowę do czerwca, z opcją przedłużenia o kolejny rok. Wszystko, by przypomnieć o sobie kibicom i powalczyć o jeszcze jeden zagraniczny kontrakt.

Nikt nie ma wątpliwości, że jeśli Konoplianka stanie się gwiazdą Ekstraklasy, szybko z niej ucieknie. To inny przypadek niż Lukas Podolski, który dotrzymał obietnicy i zeszłego lata wrócił na rodzinny Śląsk, by zakończyć karierę w Górniku Zabrze i przyczynić się do rozwoju klubowej akademii.

Choć Podolski był mistrzem świata z reprezentacją Niemiec (2014 r.) i grał w silnych klubach w największych ligach, też potrzebował czasu na nadrobienie zaległości i pokazanie swoich atutów. Kiedy wreszcie się przełamał, oglądanie go stało się przyjemnością.

Z innej bajki

Przez Ekstraklasę w ostatniej dekadzie przewinęło się wielu piłkarzy z nazwiskami mającymi przyciągnąć kibiców na trybuny. Ale tych, którzy rzeczywiście zostali gwiazdami i czarowali swoją grą, można policzyć na palcach jednej ręki. Na pierwszy plan wysuwają się Serb Danijel Ljuboja i Belg Vadis Odjidja-Ofoe – obaj sprowadzeni przez Legię.

33-letni Ljuboja przyjechał do Warszawy w 2011 roku. Miał za sobą ponad 200 meczów we francuskiej Ligue 1 i ponad 50 w niemieckiej Bundeslidze. Nie trzeba było za niego płacić, bo skończył mu się kontrakt w Nicei. Legia zbyt wiele nie ryzykowała.

Serb nauczył się polskiego, a patrzenie, jak radzi sobie na boisku, było estetyczną ucztą. Przez dwa sezony strzelił 30 goli i zanotował 13 asyst. Potrafił grać, potrafił się też bawić. Zgubiło go nocne życie, ale do dziś wspominany jest w stolicy z sentymentem – jako piłkarz z innej bajki. Wrócił do Francji, przez rok występował w drugoligowym Lens, po czym zakończył karierę.

Odjidja-Ofoe wciąż gra. Do Warszawy trafił w innym momencie kariery. Miał 27 lat i ciekawe CV. Wychowanek Anderlechtu Bruksela z prawie 250 meczami w lidze belgijskiej oraz z doświadczeniem gry w Bundeslidze i angielskiej Premier League. To robiło wrażenie.

Miał też jednak zaległości treningowe i sporą nadwagę. Wystawił na próbę cierpliwość kibiców. Ale kiedy wreszcie się odbudował, odpłacił się za zaufanie świetną grą, asystami i bramkami. Strzelił efektownego gola Realowi w Lidze Mistrzów. Potem w jednym z wywiadów przyznał, że to był najlepszy okres w jego karierze.

Za niego Legia też nic nie zapłaciła, a po roku zarobiła 2,5 mln euro, sprzedając do Olympiakosu Pireus. Dziś jest kapitanem KAA Gent, w sierpniu przyjechał z nim do Polski, by zmierzyć się w europejskich pucharach z Rakowem Częstochowa. W rewanżu zdobył bramkę i pomógł drużynie awansować do Ligi Konferencji.

W Lechii Gdańsk nieźle radził sobie były pomocnik reprezentacji Serbii i Juventusu Milos Krasić, a w Koronie Kielce Olivier Kapo, który mógł się pochwalić kilkoma meczami dla Francji. Dla obydwu Polska okazała się ostatnim przystankiem w karierze.

W historii Ekstraklasy więcej było jednak transferowych niewypałów. Oby Konoplianka nie dołączył do tej grupy.

Parkiet PLUS
Zyski spółek z S&P 500 rosną, ale nie tak szybko jak ten indeks
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Parkiet PLUS
Tajemniczy inwestor, czyli jak spółki z GPW traktują drobnych graczy
Parkiet PLUS
Ile dotychczas zyskali frankowicze
Parkiet PLUS
Napływ imigrantów pozwolił na odwrócenie reformy podnoszącej wiek emerytalny
Materiał Promocyjny
Samodzielne prowadzenie księgowości z Małą Księgowością
Parkiet PLUS
Wstrząs polityczny w Tokio, który jakoś nie wystraszył inwestorów
Parkiet PLUS
Coraz więcej czynników przemawia przeciw złotemu