Mówiąc „rynek" w odniesieniu do warszawskiej giełdy, zwykle ma się na myśli główne indeksy, czyli WIG20 lub WIG. Nie ulega wątpliwości, że rozumiany w ten sposób rynek od początku roku przeżywa korektę. Co prawda w ostatnich dwóch tygodniach kupujący zdołali podnieść nieco indeksy (WIG20 wybił się w górę z kanału spadkowego, co niektórzy mogą wręcz uznać za koniec korekty i sygnał powrotu do trendu zwyżkowego), ale wciąż sporo brakuje im do poziomów z początku roku. Entuzjazm, jaki widać na Wall Street, którego odzwierciedleniem są nowe rekordy wszech czasów indeksu Dow Jones, w niewielkim stopniu przekłada się na sytuację w notowaniach najważniejszych polskich przedsiębiorstw.
Tyle tylko że WIG20 czy niemal tak samo zdominowany przez garstkę blue chips indeks WIG (spółki z WIG20 mają w jego składzie ponad 66 proc. udziału), to tylko pewien fragmentaryczny sposób pokazania sytuacji panującej na warszawskim parkiecie. Jeśli spojrzymy na alternatywne miary koniunktury giełdowej, cechujące się nie tylko dużą liczbą spółek w koszyku, ale też niską koncentracją ich udziałów, to okaże się, że diagnoza sytuacji jest zgoła odmienna. Różnice są tak duże, że można odnieść wrażenie, iż ma się do czynienia z zupełnie innymi klasami aktywów. Wspomniane dwa kryteria spełnia gromadzący prawie 200 spółek (prawie połowę całego rynku) indeks WIG-Plus. W ostatnich dniach z impetem wspiął się on na nowe szczyty trendu wzrostowego i wielkimi krokami kieruje się ku maksimom z wiosny ub.r. (ok. 90 pkt). Ich przebicie byłoby sygnałem świadczącym o rozkręcaniu się na poważnie hossy na szerokim rynku. Po ich pokonaniu WIG-Plus znalazłby się najwyżej od półtora roku.
Co ciekawe, WIG-Plus, pozostający z natury w cieniu WIG, cechuje się słabą korelacją z tym drugim indeksem. Od początku 2012 r. korelacja tygodniowych stóp zwrotu wynosi zaledwie 0,58. Sygnały płynące z wykresu WIG-Plus uwiarygodnia jednocześnie obejmujący wszystkie spółki, obliczany przez nas Nieważony Indeks Giełdowy (korelacja WIG-Plus z NIG to aż 0,95).