Draghi nie zrobił bykom prezentu

Szef EBC w ostatnich latach dał się poznać jako skuteczny operator bazooki, konkurujący z pilotami dolarowych helikopterów zza oceanu. Tym razem zawiódł inwestorów, doprowadzając do silnych zawirowań na rynkach finansowych.

Publikacja: 05.12.2015 12:22

Mario Draghi, szef Europejskiego Banku Centralnego, nie tylko nie wcielił się w rolę Świętego Mikoła

Mario Draghi, szef Europejskiego Banku Centralnego, nie tylko nie wcielił się w rolę Świętego Mikołaja, ale wręcz rozczarował inwestorów. Indeksy giełdowe tąpnęły.

Foto: Archiwum

Mario Draghi nie tylko nie wcielił się w rolę Świętego Mikołaja, ale wręcz rozczarował czwartkowymi decyzjami, co było aż nadto widoczne w reakcjach inwestorów. Wydaje się jednak, że oczekiwania były ulokowane zbyt wysoko. Na pierwszy rzut oka rynki dostały całkiem sporo. Było i obniżenie stopy depozytowej, i znaczne przedłużenie terminu obowiązywania skupu obligacji, i rozszerzenie jego zakresu o papiery dłużne samorządów. Zabrakło jedynie zwiększenia skali zakupów z dotychczasowych 60 mld euro miesięcznie. Prawdopodobnie właśnie ten ostatni element oraz obniżenie prognozy inflacji na 2016 r. z 1,1 do 1 proc. były powodem gwałtownej reakcji na rynkach. Jej efekt to sięgające 3,6 proc. spadki indeksów w Paryżu i Frankfurcie oraz przede wszystkim zaskakująco silne, sięgające 3 proc., umocnienie się euro wobec dolara. Kurs wspólnej waluty poszedł w czwartek w górę z 1,052 do 1,092 dolara, fundując jedną z najmocniejszych dziennych zmian w historii rynku i tym samym lodowaty prysznic inwestorom obstawiającym osłabienie euro. Niedźwiedzie nastroje przeniosły się na Wall Street, gdzie w czwartek indeksy zniżkowały po ponad 1,4 proc. Najbliższe dni powinny stać pod znakiem poszukiwania chwilowej równowagi na rynkach finansowych i pozycjonowania przed zbliżającym się posiedzeniem Fedu.

Warszawa zdołowana tylko częściowo

Sytuacja na naszym parkiecie jest wciąż niekorzystna dla posiadaczy akcji, jednak nie należy popadać w przesadny pesymizm i warto dostrzec wyraźne zróżnicowanie tendencji. Spisany na straty WIG20 kontynuował w ostatnich dniach fatalną passę. Do czwartku tracił 3,5 proc., sondując nadal poziomy najniższe od lipca 2009 r. Do osiągnięcia dołka z tamtego okresu brakuje mu jeszcze 109 punktów, czyli niespełna 6 proc. Szanse na dotarcie do tego poziomu są spore, ale warto zauważyć, że zmniejsza się liczba niewiadomych, a im mniejsza niepewność, tym większe nadzieje na przełom lub przynajmniej powstrzymanie przeceny.

Od czwartkowego popołudnia znane są parametry podatku, którym obciążone zostaną aktywa instytucji finansowych. Ze złożonego w Sejmie projektu wynika, że w przypadku banków wyniesie on 0,0325 proc., a więc będzie nieco niższy, niż się spodziewano. Powinno to zmniejszyć presję podaży na walory banków, choć wisząca nad nimi jeszcze kwestia kredytów we frankach może przeszkadzać w ewentualnym odreagowaniu. Niespodziewanie mocniej oberwało się firmom ubezpieczeniowym, które będą musiały odprowadzić 0,05 proc. swoich aktywów. Papiery PZU odczuły to już w czwartek, ale nie można wykluczyć kontynuacji spadków w najbliższych dniach. Na szczęście opodatkowania unikną aktywa funduszy inwestycyjnych.

Indeks WIG Banki, który od szczytu z końca lutego ubiegłego roku stracił 36 proc. i znalazł się na poziomie najniższym od trzech lat, powinien wkrótce złapać twarde dno, choć silniejszego wsparcia technicznego należałoby wypatrywać kilka procent niżej. Technika stała się nieprzydatna w przypadku WIG Energetyka, który od dwóch tygodni pogłębia historyczne minima. W ostatnich dniach o miano lidera spadków walczą papiery Energi i Tauronu, które od początku roku staniały po 40–45 proc. Branżowym outsiderem minionego tygodnia okazał się tracący 6,6 proc. WIG Surowce, głównie za sprawą walorów KGHM, które nie doczekawszy się spełnienia wyborczych obietnic dotyczących zniesienia lub przynajmniej złagodzenia podatkowej daniny, zniżkowały o ponad 7 proc., docierając do poziomu najniższego od pięciu lat.

Nad wszystkimi spółkami, w których udziały ma Skarb Państwa, wisi wciąż ryzyko związane ze zmianami kadrowymi. Karuzela już zaczęła się kręcić i w najbliższych dniach nabierze prawdopodobnie rozpędu. Na razie najbardziej spektakularnym wydarzeniem była czwartkowa rezygnacja ze stanowiska szefa warszawskiej giełdy. Więcej emocji powinno jednak być w przypadku zmian w największych spółkach naszego parkietu, w których „zwolnienia grupowe" są nieuchronne. Tuż po decyzji Pawła Tamborskiego pojawiło się podobne oświadczenie prezesa PZU oraz informacje o kandydatach na szefów Energi i Enei, którzy w fotelach mają zasiąść już w poniedziałek.

Na szczęście patrząc na segment małych i średnich spółek, widzimy zupełnie inny, lepszy świat. Zarówno sWIG80, jak i mWIG40 mają szansę nie tylko na uchronienie się przed przeceną, ale także na zakończenie roku na wyższych niż obecnie poziomach.

Spokojnie na emerging markets

Zbliżająca się perspektywa podwyżki stóp w Stanach Zjednoczonych wciąż nie wywołuje nerwowości na rynkach wschodzących. Miniony tydzień, licząc do czwartku, przyniósł co prawda prawie 1-proc. spadek wartości indeksu MSCI EM, ale w porównaniu z sięgającymi od 3 do 5 proc. wahaniami z listopada można mówić o zdecydowanym uspokojeniu nastrojów. Być może to tylko cisza przed burzą, choć trudno się spodziewać gwałtownego załamania związanego z decyzją Fedu. Od maja indeks stracił 25 proc., więc prawdopodobnie jest ona już w dużej mierze zdyskontowana, a z technicznego punktu widzenia jest jeszcze miejsce na 5–6 proc. spadku w okolice wrześniowego dołka.

Sytuacja jest podobna niemal w każdym regionie emerging markets. W ostatnich dniach niewielkie zwyżki odnotowały jedynie indeksy w Australii, Nowej Zelandii, Turcji oraz na Litwie i w Estonii. Liderami spadków były Moskwa i Warszawa, a tuż za nimi plasowały się parkiety Chile i Meksyku. Po tąpnięciu z końca listopada straty odrabiał Shanghai Composite. Wzrostowy impet wytracił rewelacyjnie zachowujący się do niedawna węgierski BUX, wchodząc w lekką korektę. W horyzoncie 12 miesięcy stawkę ze sporym dystansem do pozostałych zamykają WIG20 do spółki ze wskaźnikami w Atenach i Kijowie.

Nadzieja dla ropy, zagrożenia dla złota

Na rynkach surowcowych nadal bez przełomu. Główne czynniki, czyli stagnacja w globalnej gospodarce i mocny dolar, wciąż mają decydujący wpływ na sytuację. Wskaźniki indeksów dla chińskiego przemysłu i usług potwierdziły dalsze pogarszanie się koniunktury, choć ich publikacja nie wpłynęła wyraźnie na notowania miedzi. W minionym tygodniu kontrakty na ten metal utrzymywały się nieznacznie powyżej niedawnego dołka, broniąc się przed spadkiem poniżej 204,5 centa za funt. Trwający od końca listopada ruch w bok nie wygląda jednak zbyt obiecująco. Trudno też spodziewać się przełomu na rynku ropy naftowej. Środowe tąpnięcie amerykańskiej WTI o 3,7 proc. omal nie zakończyło się powrotem ceny surowca poniżej 40 dolarów za baryłkę. Czwartkowe niemal 3-proc. odreagowanie wcale nie wyglądało imponująco, jeśli wziąć pod uwagę, że bykom pomagało dynamiczne osłabienie dolara i pogłoski o gotowości Arabii Saudyjskiej do ograniczenia produkcji. W trakcie piątkowego posiedzenia OPEC miałaby ona się zgodzić na redukcję wydobycia o milion baryłek dziennie, pod warunkiem że producenci spoza kartelu również przyłączą się do tego typu działań. W opinii ekspertów nawet zaakceptowanie takiej propozycji nie zmieniłoby zasadniczo układu sił między podażą a popytem, tym bardziej że oficjalne limity wydobycia niewiele mają wspólnego z faktyczną wielkością produkcji.

Indeks CRB nieodmiennie pogłębia spadkową tendencję, cofając się już do poziomu z listopada 2002 r. Od pokryzysowego szczytu z kwietnia 2011 r. stracił już ponad połowę wartości. Rozwój sytuacji na giełdach towarowych zależeć będzie głównie od notowań dolara, których los wyjaśni się dopiero po grudniowym posiedzeniu Fedu. Jeśli spodziewanej podwyżce stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych towarzyszyć będą deklaracje łagodzące obawy przed dalszym podwyższaniem kosztu pieniądza, jest szansa na to, że amerykańska waluta pozwoli surowcom na lekki oddech, a być może nawet na odreagowanie spadków. Najbardziej liczą na to inwestorzy na rynku złota. W miniony czwartek notowania kruszcu znalazły się na poziomie 1045 dolarów za uncję, najniższym od lutego 2010 r. Zejście niżej otwierałoby drogę do dalszej przeceny i ataku na barierę 1000 dolarów. Na razie czwartkowe osłabienie dolara oddaliło realizację tego scenariusza, ale nadal powinien on być brany pod uwagę. Od października złoto potaniało o 10 proc., a od szczytu z końca stycznia straciło na wartości ponad 18 proc.

Parkiet PLUS
Pierwsza fuzja na Catalyst nie tworzy zbyt wielu okazji
Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Parkiet PLUS
Wall Street – od euforii do technicznego wyprzedania
Parkiet PLUS
Polacy pozytywnie postrzegają stokenizowane płatności
Parkiet PLUS
Jan Strzelecki z PIE: Jesteśmy na początku "próby Trumpa"
Parkiet PLUS
Co z Ukrainą. Sobolewski z Pracodawcy RP: Samo zawieszenie broni nie wystarczy
Parkiet PLUS
Pokojowa bańka, czyli nadzieje i realia końca wojny o Ukrainę