Inwestorzy wyraźnie oczekują, że polityka administracji Donalda Trumpa doprowadzi do przyspieszenia wzrostu gospodarczego w USA. Czy te nadzieje mają podstawy w rzeczywistości? Trump odziedziczył umacniającą się amerykańską gospodarkę. Wzrost gospodarczy oraz inflacja przyspieszają zresztą nie tylko w USA, ale też na całym świecie, i nie jest to związane tylko z sytuacją w Stanach Zjednoczonych. Czy polityka Trumpa doprowadzi do przyspieszenia wzrostu gospodarczego? Myślę, że nawet jeśli zapewni on amerykańskiej gospodarce duży impuls stymulacyjny, to skutki tego zaczną być odczuwalne dopiero w 2018 r. Moim zdaniem rynki są nastawione nadmiernie optymistyczne co do USA i polityki Trumpa. Wzrost gospodarczy w tym roku może tam być nieco wyższy niż w zeszłym, ale będzie to głównie napędzane odbiciem w wydatkach kapitałowych spółek. Nie wiemy jeszcze, jaki kształt przyjmie reforma podatkowa Trumpa ani kiedy zostanie wdrożona, nie wiemy, jak duży okaże się pakiet wydatków infrastrukturalnych, ale nawet jeśli wyniesie on 500 mld USD, czyli połowę tego, co obiecywał Trump, to w nadchodzących latach będzie to miało ograniczony wpływ na wzrost gospodarczy. Trudno się spodziewać, by wzrost PKB został w ten sposób podwojony. Mówimy raczej o dodaniu 20–30 pb do wzrostu gospodarczego.
Wygląda więc na to, że Fed raczej nie dokona w tym roku trzech podwyżek stóp procentowych...
Zdecyduje się najwyżej na dwie. Co prawda inflacja w USA przyspiesza, ale inflacja bazowa wciąż mierzy się z presją na jej spowolnienie. Ponadto wzrost płac, czyli jeden ze wskaźników, którym uważnie przygląda się Rezerwa Federalna, jest nadal bardzo ograniczony. Inflacja bazowa prawdopodobnie z wielkimi oporami będzie się zbliżała w tym roku w USA do 2 proc. To, że będzie rosła w takim ograniczonym tempie, jest m.in. opóźnionym skutkiem umocnienia dolara. Amerykańska waluta jest silniejsza o około 25 proc. w porównaniu z poziomami z 2014 r. i to ma wpływ na inflację. Fed wciąż powinien prowadzić bardzo ostrożną politykę, taką, jaką zresztą prowadzi od początku kryzysu. W wyniku tej ostrożnej polityki dolar nie powinien zbyt mocno w tym roku zyskać.
Wygląda więc na to, że obawy dotyczące wpływu polityki Fedu na rynki wschodzące mogą być mocno przesadzone...
Nie traktujmy rynków wschodzących jako jednolitej grupy. Są wśród nich gospodarki bardziej i mniej wrażliwe na politykę Fedu, a także na politykę handlową administracji Trumpa. Mamy wśród rynków wschodzących takie, które radzą sobie obecnie bardzo dobrze i korzystają z poprawy sytuacji gospodarczej w strefie euro i na świecie. To takie kraje, jak Polska czy Czechy. Mamy również „stałych podejrzanych", takich jak Turcja czy Brazylia, którzy radzą sobie gorzej. Inwestując na rynkach wschodzących, trzeba być więc bardzo selektywnym. Czym się kierować, wybierając rynki wschodzące do inwestowania? Oczywiście trzeba zwracać uwagę na czynniki specyficzne dla danego kraju, np. na zamieszanie wokół wycofywania z obiegu banknotów o dużych nominałach w Indiach czy na kryzys polityczny w Korei Płd. Przede wszystkim jednak należy się przyglądać trzem kwestiom: związkom danego rynku z Chinami, związkom ze Stanami Zjednoczonymi oraz wrażliwości na spadek płynności na globalnych rynkach.