Jeśli Niemcy mieli olbrzymie kłopoty ze stworzeniem rządu po zeszłorocznych wyborach parlamentarnych, to mogą one zblednąć w porównaniu z tym co się wydarzy we Włoszech. 4 marca mają się tam odbyć wybory parlamentarne. Odbędą się one według nowej, nadmiernie skomplikowanej (w najlepszej włoskiej tradycji), ordynacji przewidującej, że część deputowanych zostanie wybrana większościowo, a część proporcjonalnie. To utrudnia przewidzenie podziału miejsc w parlamencie na podstawie sondaży, które i tak są bardzo niepewne. Jak na razie dają 27–29 proc. poparcia populistycznemu i zarazem eurosceptycznemu Ruchowi Pięciu Gwiazdek, kierowanemu przez 31-letniego Luigiego di Maio. Obecnie rządząca centrolewicowa Partia Demokratyczna, kierowana przez byłego premiera Matteo Renziego, dostaje w sondażach 22–23 proc. poparcia, a wraz z mniejszymi lewicowymi partiami może zdobyć nawet 28 proc. Centroprawicowa partia Forza Italia, którą kieruje „z tylnego siedzenia" były premier Silvio Berlusconi, dostaje w sondażach 16–18 proc. poparcia, ale wraz z Ligą Północną (12–14 proc.) i mniejszymi partiami prawicowymi zdobyłaby około 40 proc. Ma więc największe szanse na rządzenie Włochami po wyborach.
Berlusconi nie zostanie już po raz kolejny premierem (co Bruksela z pewnością przyjmie z ulgą), dlatego że ciąży na nim wyrok sądowy. Może jednak rządzić poprzez jakiegoś figuranta, który będzie premierem. Wielką niewiadomą jest jednak to, czy uda mu się zbudować centroprawicową koalicję, mającą większość w parlamencie, czy będzie musiał tworzył nowy rząd z nieprzewidywalnym Ruchem Pięciu Gwiazdek, czy też zdecyduje się na wielką koalicję z głównym ideowym przeciwnikiem, czyli Partią Demokratyczną. 30–40 proc. wyborców wciąż nie wie, na kogo zagłosuje, a historia włoskiej polityki jest na tyle barwna, by nie wykluczać żadnego wariantu. Czy inwestorzy powinni więc przygotować się na ewentualne wstrząsy?
Problem z obligacjami
Włochy były jednym z epicentrów kryzysu w strefie euro. I trudno się temu dziwić. Są trzecią pod względem wielkości gospodarką eurolandu i jednym z jego najważniejszych rynków finansowych. Od lat walczą z wieloma problemami strukturalnymi (które, zdaniem części ekonomistów, stały się trudniejsze do rozwiązania, odkąd kraj jest częścią strefy euro) i są zadłużone na około 2,3 bln euro, co stanowi blisko 135 proc. ich PKB oraz 20 proc. całego zadłużenia państw eurolandu. Mimo to, w ostatnich latach były dosyć ulgowo traktowane przez inwestorów. Rentowność włoskich obligacji dziesięcioletnich dochodziła w tym tygodniu do zaledwie 1,9 proc., czyli była niższa od np. rentowności amerykańskich dziesięciolatek (2,7 proc.). W 2016 r. dochodziła nawet do 1 proc., ale od tego czasu rentowności państwowego długu w wielu krajach poszły w górę w związku z oczekiwaniami dotyczącymi wyższej inflacji i bardziej jastrzębiej polityki banków centralnych. Jakiż to kontrast z ponad 7-proc. rentownością włoskich dziesięciolatek na jesieni 2011 r.! Wówczas powszechnie typowano Włochy jako kolejny kraj eurolandu, który będzie musiał poddać się dyktatowi wierzycieli. Tak się jednak nie stało, a rentowności włoskich obligacji spadały pomimo, że kraj został ciężko dotknięty kryzysem gospodarczym, miał problemy z restrukturyzacją sektora bankowego (obciążonego złymi długami), a włoska scena polityczna zawsze była daleka od stabilności. Inwestorzy dali jednak duże wotum zaufania dla Włoch. A pomógł im w tym kierowany przez Mario Draghiego, byłego prezesa Banku Włoch, Europejski Bank Centralny, skupujący włoskie obligacje.
Na pierwszy rzut oka kłopoty z wyłonieniem rządu we Włoszech, lub nawet dojście tam do władzy eurosceptyków, same w sobie nie powinny mocno wstrząsnąć rynkami. Problem jednak w tym, że EBC szykuje się do tego, by zakończyć w tym roku swój program QE. Na rynku zabraknie więc jednego z największych kupców włoskich obligacji, a zbiec się to może z okresem podwyższonych napięć politycznych.
– W ujęciu historycznym widzimy, że BTP (włoskie wieloletnie obligacje rządowe) nigdy właściwie nie znalazły się na tak niskim poziomie, co sugeruje, że przyczyną rekordowo niskich rentowności włoskich obligacji skarbowych jest luzowanie ilościowe EBC. Oznacza to, że po rozpoczęciu ograniczania skupu aktywów przez EBC rentowności tych obligacji powinny powrócić do historycznych średnich poziomów. W przypadku dziesięcioletnich BTP byłoby to około 4 proc. – twierdzi Althea Spinozzi, menedżer ds. obrotu w Saxo Banku. Oczywiście inwestorzy przyglądają się uważnie nie tylko samym rentownościom włoskich obligacji, ale, nawet mocniej, interesuje ich też spread między nimi a podobnymi niemieckimi papierami. – Biorąc pod uwagę obecną sytuację polityczną we Włoszech, różnica pomiędzy tymi obligacjami wzrośnie jeszcze bardziej w perspektywie średnioterminowej, ponieważ po rozpoczęciu ograniczania skupu przez EBC, tempo spadku BTP będzie szybsze niż w przypadku obligacji niemieckich. Spadek rentowności niemieckich obligacji będzie ponadto ograniczony przez inwestorów, którzy uznają je za bezpieczną lokatę kapitału – wskazuje Spinozzi.