Pieniądze szczęścia nie dają. Tak można podsumować działania Katarczyków, którzy w 2011 roku kupili za 340 mln euro najsłynniejszy francuski klub Paris Saint-Germain z zamiarem uczynienia zeń potęgi. Potęgi na wszystkich frontach, bo oczywiście najważniejsi są piłkarze, ale Katarczycy pompują petrodolary również w drużynę piłki ręcznej i piłkarski zespół kobiet. Łączy je fakt, że niezależnie od sum przeznaczanych na transfery, niezależnie od wysokości pensji, jakie dostają zawodnicy i sztaby trenerskie, zespołom spod szyldu PSG bliżej do bycia przeciwieństwami króla Midasa. Czegokolwiek ostatnio paryżanie się dotkną, zmienia się z pewnością nie w złoto.
Żadna z drużyn PSG nie osiągnęła jeszcze zakładanego przez Katarczyków celu. Piłkarze, owszem, seryjnie zdobywają mistrzostwo Francji, ale przecież nie po to szejkowie pobili światowy rekord transferowy o 111 proc., gdy zapłacili Barcelonie 222 mln euro za Brazylijczyka Neymara, by pokazać w Dausze kolejny puchar za zwycięstwo we francuskiej Ligue 1. Piłkarki miały zdobywać laury, tymczasem tuż za miedzą, w Lyonie, wyrósł najpotężniejszy żeński klub. Zawodniczki Lyon Feminin aż 12 razy z rzędu zdobywały krajowy tytuł – od 2007 roku nie mają sobie równych w kraju, a w tym sezonie prawdopodobnie znów sięgną po mistrzostwo, zostawiając za plecami koleżanki z PSG. Trzy razy z rzędu triumfowały w Lidze Mistrzów, w tym sezonie znów zagrają w finale.
Piłkarze ręczni, identycznie jak piłkarze, w krajowych rozgrywkach wygrywają, ale mieli być hegemonem w Europie. W czasie, gdy w PSG pompowane są katarskie dolary, Ligę Mistrzów wygrywali nawet Polacy – w 2016 najlepsze było VIVE Kielce – a najbogatszy klub świata zazwyczaj finały ogląda w telewizji.
Mistrzostwo jest, pucharu nie ma
Spektakularne porażki PSG to kolejny dowód, że sport wymyka się prostym regułom korporacyjnym, że zbudowanie klubu, który będzie się liczył w rywalizacji międzynarodowej, jest czymś innym niż stworzenie od zera zwykłego biznesu, gdzie znajdują zastosowanie tradycyjne rozwiązania rynkowe. W skrócie – kto więcej zainwestuje, ten wygra. Taka tradycyjna strategia idealnie sprawdziła się przy okazji stworzenia sportowej stacji telewizyjnej – BeIN Sports, która powstała w 2012 roku i w krótkim czasie została czołowym graczem na rynku. Za sukces BeIN Sports odpowiada Nasser Al-Khelaifi – ten sam, który szefowanie telewizji łączy z prezesowaniem PSG i jest odpowiedzialny za spektakularne porażki na odcinku sportowym.
45-letni Katarczyk, który próbował sił w zawodowym tenisie (najwyżej sklasyfikowany był na 995. miejscu w rankingu ATP), jest protegowanym emira Kataru, ministrem bez teki w jego rządzie. Innymi słowy został rzucony na niezwykle odpowiedzialne zadanie zdobywania wpływów za pomocą sportu. I po ośmiu latach działalności w Paryżu trzeba przyznać, że zawodzi.