Podstawą istnienia Formuły 1 są wyścigi – a skoro ich organizacja była przez dużą część poprzedniego roku niemożliwa, to oczywiście ucierpiał na tym cały biznes. Dobitnym potwierdzeniem są publikowane co kwartał wyniki finansowe. Przychody za pierwszą połowę 2020 roku, kiedy wybuch pandemii przyniósł właściwie uśpienie Formuły 1 za cztery miesiące, wyniosły 63 miliony dolarów. W tym okresie nie rozegrano ani jednego wyścigu, a władze sportu wyciągnęły pomocną dłoń do zespołów, wypłacając im zaliczki lub pożyczki na poczet późniejszych należności. W tym roku przychód za pierwszy kwartał wyniósł 180 milionów, a za drugi już 501 milionów dolarów.
Trzy główne filary
Warto tu pokrótce przedstawić model biznesowy Formuły 1. Na przychody całej organizacji składają się trzy główne filary: sprzedaż praw do transmisji telewizyjnych, umowy sponsorskie z partnerami całego cyklu oraz opłaty od organizatorów wyścigów – niektórzy płacą ponad 50 milionów dolarów rocznie, inni znacznie mniej, a średnia wartość takich kontraktów oscyluje wokół 30 milionów. Połowa tych przychodów jest wypłacana zespołom na podstawie skomplikowanych przeliczników. Generalnie im wyższa pozycja w klasyfikacji konstruktorów, tym większe wypłaty. Same zespoły zasilają swoje konta także własnymi umowami sponsorskimi czy działalnością poza Formułą 1 (konsultacje, wypożyczanie infrastruktury, zewnętrzne projekty inżynieryjne).
Pandemia wprowadziła ogromne zamieszanie, bo przede wszystkim zawieszono organizowanie wyścigów. Tutaj Formuła 1 popisała się zresztą wyjątkową skutecznością, organizując w drugiej połowie sezonu 2020 aż 17 wyścigów w Europie i na Bliskim Wschodzie. Do kalendarza trafiły nowe lub dawno niewidziane tory, na niektórych rozegrano po dwa wyścigi, ale najważniejszy – także z punktu widzenia finansowego – był skuteczny powrót do akcji. Liczba Grand Prix także miała znaczenie, bo gdyby było ich mniej niż 16, to stacje telewizyjne miałyby prawo do zmniejszenia wnoszonych przez siebie opłat za prawa do transmisji. Tak okrojony kalendarz – pierwotnie sezon 2020 miał liczyć rekordowe 22 rundy – sprawił, że niektórym nadawcom rzeczywiście przysługiwała ulga, ale generalnie przychody z tego tytułu utrzymały się na przyzwoitym poziomie.
Co innego w przypadku opłat od organizatorów wyścigów. Praktycznie ich jedynym zyskiem jest sprzedaż biletów, a tylko trzy z siedemnastu zeszłorocznych rund odbyły się z udziałem kibiców. W wielu przypadkach Formuła 1 zrezygnowała z pobierania opłat, w zamian wydłużając kontrakty z torami. Było to rozsądne zagranie, bo udało się uratować sezon o naprawdę przyzwoitej długości. Biorąc pod uwagę liczbę krajów odwiedzanych przez Formułę 1 i całą skalę tego sportu, był to nie lada wyczyn.
Zmiana struktury przychodów była aż nadto wyraźna. W 2019 roku mniej więcej 38 proc. przychodów pochodziło od stacji telewizyjnych, 15 proc. od sponsorów Formuły 1 i 30 proc. od organizatorów wyścigów. W zeszłym roku ta ostatnia wartość spadła do 12 proc., za to wartość praw TV złożyła się aż na 55 proc. wpływów. Z kolei wkład sponsoringu wzrósł nieznacznie, z 15 do 17 proc.