Nierzadko zdarza się tak, że tego typu przesilenia wyznaczają na rynkach punkty zwrotne. Czy będzie tak również i tym razem?
Na początku października RPP po 11 miesiącach nieprzerwanych podwyżek pozostawiła stopy procentowe na niezmienionym poziomie. W przeciwieństwie do Banku Czech nie został jednak oficjalnie ogłoszony definitywny koniec cyklu podwyżek. Na ten moment istnieje spore prawdopodobieństwo, że Rada powróci do cyklu, jednak w wersji znacznie łagodniejszej niż w I półroczu. Wyceny rynkowe występujące na rynku kontraktów terminowych na stopę procentową sugerują dotarcie głównej stopy w I kwartale 2023 r. do 8 proc. Uważamy jednak, że wyceny te przeszacowują skłonność RPP do dalszych podwyżek – zdecydowanie bliżej nam do scenariusza, w którym Rada na kolejnych dwóch–trzech posiedzeniach zdecyduje się na „techniczne” podwyżki po 25 pkt baz., co docelowo doprowadziłoby stopę referencyjną do 7,25–7,5 proc.
Czy zatrzymanie cyklu podwyżek w obliczu dwucyfrowej inflacji jest jednak kluczowym czynnikiem, który wprowadził chaos na rynku długu? Warto zwrócić uwagę, że otoczenie w postaci rynków bazowych nie było w ostatnich tygodniach sprzyjające. Dla przykładu rentowności dziesięcioletnich amerykańskich skarbówek wzrosły od września z 3,2 do 4,2 proc. W tzw. międzyczasie byliśmy również świadkami niecodziennego konfliktu w RPP, który pozostawił głęboką rysę na jej wiarygodności. Do tego doszły narastające obawy dotyczące dalszego luzowania polityki fiskalnej w obliczu zbliżającego się roku wyborczego. To właśnie skumulowanie się tych wszystkich czynników w jednym czasie sprawiło, że polskie obligacje zaliczyły w ostatnich dniach swoisty test „warunków skrajnych”.
Uważamy, że wyceny na polskim rynku długu zabrnęły zdecydowanie za daleko. Potwierdzeniem tego jest chociażby skala ruchu powrotnego rentowności – od piątkowego szczytu do poniedziałku wykonały one w przypadku obligacji dziesięcioletnich przeskok w dół o ok. 100 pkt baz. Zakładamy, że szereg czynników dezinflacyjnych, które zaczną działać z największą siłą w I połowie 2023 r., potwierdzą wkrótce zasadność zakończenia cyklu podwyżek na poziomie nie wyższym niż 7,5 proc. Znacznie więcej znaków zapytania pojawia się wokół przyszłorocznej polityki fiskalnej. Przykład Wielkiej Brytanii pokazał, że rynek bywa bezwzględny w wyznaczaniu granic realizacji hojnych obietnic wyborczych. Miejmy nadzieję, że ostatnie tygodnie są w tym kontekście czytelnym znakiem ostrzegawczym również dla naszych rządzących.