Kapitalizacja całego rynku stopniała do około 830 mld dolarów, a cena najpopularniejszej waluty, bitcoina, spadła poniżej poziomu 17 tys. dolarów. Biorąc pod uwagę i tak mało łaskawe dla tych aktywów warunki gospodarcze, spadki i skaza na reputacji wirtualnych walut mogą pozostać z nami na dłużej.
Upadek giganta
Giełda kryptowalut, na czele której stał Sam Bankman-Fried, jeszcze w styczniu zgromadziła w ramach kolejnej rundy finansowania 400 mln dolarów przy kapitalizacji sięgającej 32 mld dolarów. Co więcej, spółka stała się sponsorem tytularnym hali sportowej klubu koszykarskiego Miami Heat, co kosztowało ją 135 mln dolarów. Później doszło jeszcze do przejęcia za około 240 mln dolarów spółki z branży o nazwie BlockFi. Te wszystkie wydarzenia, zaangażowanie największych funduszy inwestycyjnych jak np. SoftBank oraz osoba Bankmana-Frieda, który w środowisku uchodził za wizjonera i głośnego orędownika wprowadzenia regulacji, spowodowały, że upadek FTX jest porównywany do Lehman Brothers i 2008 r. Ale jak do niego doszło?
Spółka do zabezpieczania transakcji wykorzystywała stworzonego przez siebie tokena FTT. Wspomniane transakcje zawierała firma zależna FTX o nazwie Alameda Research. W pewnym momencie jednak Zhao Changpeng, prezes innej giełdy kryptowalut o nazwie Binance, ogłosił, że pozbywa się posiadanych tokenów FTT o wartości ponad 0,5 mld dolarów. Te wieści spowodowały, że pozostali inwestorzy rzucili się do wyprzedaży, a w 72 godziny miały wyparować aktywa o wartości 6 mld dolarów. Szacuje się, że zadłużenie spółki sięga 8 mld dolarów. – Pierwsze pojawiły się informacje z portalu CoinDesk, który zaczął podejrzewać, że giełda FTX obraca środkami klientów i w rezultacie nie jest wypłacalna w stosunku do nich. To doprowadziło do tzw. runu na bank, gdzie użytkownicy zaczęli wypłacać środki z giełdy. W międzyczasie Binance zapoczątkowało wyprzedaż tokena FTT, co z kolei spowodowało załamanie się notowań oraz doprowadziło do uszczuplenia wielkości zabezpieczenia pod pozycje spółki córki FTX, czyli Alameda Research. Z jednej strony żądanie natychmiastowej wypłaty miliardów dolarów ze strony klientów, a z drugiej rozsypanie się wehikułu inwestycyjnego doprowadziły do spirali zdarzeń i załamania się obydwu podmiotów – mówi „Parkietowi” Daniel Kostecki, dyrektor polskiego oddziału firmy Conotoxia. – Jak zazwyczaj w takich sytuacjach, zapewne usłyszymy wkrótce żale dotyczące FTX i tego, jak to możliwe, że projekt, któremu wiarygodność nadawały setki milionów dolarów wydawanych na marketing, postać Sama Bankmana-Frieda i jego wpływ na amerykańską politykę, mógł okazać się mało wiarygodny. Określenie „oszustwo” wciąż wydaje się tu umiarkowanie adekwatne, prawdopodobnie doszło tu do przelewarowania i stosowania nielegalnych praktyk w okresie od maja, gdy Alameda utraciła płynność. Nie zakładamy, by temat miał się szybko skończyć – uzupełnił Kamil Cisowski, dyrektor analiz i doradztwa inwestycyjnego w DI Xelion.
Inwestorzy powiedzą: pas?
Eksperci podkreślają jednak, że reakcja inwestorów na wspomniane wydarzenia jest naturalna, a sama sytuacja nie powinna znacząco odstraszyć od tego typu aktywów. – Zawsze w przypadku ujawnienia nadużyć na rynku finansowym inwestorzy reagują w podobny sposób. Ale jestem spokojny o rynek walut cyfrowych jako całość. Każdy taki negatywny przypadek sprawia, że rynek się zmienia i podejście inwestorów również. W tym obecnym przypadku konsekwencją będzie skierowanie się inwestorów w kierunku podmiotów regulowanych, certyfikowanych i licencjonowanych. Inwestorzy nie odejdą od rynku walut cyfrowych – skomentował Marcin Wituś, założyciel Geco Capital, funduszu inwestycyjnego z branży m.in. kryptowalut.