Pandemia najwyraźniej rozpoczyna drugą falę lub nie zakończyła pierwszej. Bilans lipca był na rynkach obligacji dodatni. Spadły rentowności na rynkach bazowych, pomijając dzienne wahania z 9 marca, amerykańskie dziesięciolatki osiągnęły historyczne minima niewiele ponad 0,5 proc. Zwykle taka sytuacja oznacza, że rynki przechodzą w tryb „risk-off", jednak tym razem rosły także ceny bardziej ryzykownych aktywów. Zawężeniu uległy spready obligacji krajów peryferyjnych strefy euro, zwłaszcza Włoch i Grecji, co wiąże się z szybkim porozumieniem w sprawie ratunkowych funduszy europejskich.

Hossa panowała także na rynkach obligacji firm, wraz ze wzrostem indeksów giełdowych zyskiwały także indeksy obligacji korporacyjnych, zarówno inwestycyjnych, jak i spekulacyjnych. W przypadku rynku amerykańskiego indeks obligacji wysokodochodowych zyskał 4,7 proc. w samym lipcu i wyszedł ponad zero, licząc od początku roku. Podobny wzrost zaliczył indeks obligacji emerging markets wyemitowanych w twardych walutach, słabiej wypadł podobny indeks dla obligacji w walutach lokalnych. Rynkom tym bez wątpienia pomógł słabnący dolar. Sytuacja w której drożeje „wszystko", zwykle nie trwa długo. To, czy poddadzą się rynki długu bazowe czy bardziej ryzykowne, zależy w głównej mierze od dynamiki pandemii i odpowiedzi rządów. Nowy czynnikiem, na którym skupia się coraz większa uwaga, jest powrót napięć na linii Waszyngton –Pekin. ¶