Nerwowo po wprowadzeniu ceł. "Na razie to wciąż tylko korekta spadkowa"

Dopóki nie mamy do czynienia z prawdziwymi wojnami celnymi, spadki na rynkach trzeba traktować jako korektę – uważa Mariusz Adamiak, dyrektor biura strategii rynkowych w PKO BP.

Publikacja: 03.02.2025 17:22

Mariusz Adamiak, dyrektor biura strategii rynkowych w PKO BP

Mariusz Adamiak, dyrektor biura strategii rynkowych w PKO BP

Foto: parkiet.tv

Donald Trump ogłosił w weekend nałożenie cen na Meksyk, Kanadę i Chiny. Jak istotne jest to wydarzenie z punktu widzenia globalnej gospodarki?

Cła są instrumentem, który wprowadza zakłócenia do handlu międzynarodowego, ponieważ ci, którzy sprzedają, z dnia na dzień zostają obłożeni dodatkowym kosztem. Ich produkty stają się więc droższe. Ci, którzy kupują, mogą przez to szukać alternatywnych dostawców, ale to też nie jest takie proste. Odbija się więc to na dostępie do poszczególnych produktów, długoterminowa ekonomika produkcji zostaje zakłócona i muszą też następować określone reakcje. W pierwszej kolejności reagują waluty, gdyż to one w naturalny sposób wyrównują konkurencyjność. Reakcja widoczna jest jednak też na giełdach, bo zyski spółki zależą od tego, jak jest kształtowany handel międzynarodowy.

Czytaj więcej

Trump uderza cłami w sąsiadów i Chiny

Cła to jednak też broń obosieczna. Chociażby Kanada przecież też już zapowiedziała cła odwetowe. Co to będzie oznaczało dla amerykańskiej gospodarki?

W bajkowym scenariuszu nakładanie ceł na partnerów czy też rywali handlowych oznaczałoby większe wpływy do budżetu z tytułu ceł, a poza tym produkcja dóbr, które kupujemy, poprzez sztuczne podniesienie konkurencyjności mogłaby się przenieść do kraju. Ten scenariusz jest jednak niemożliwy do realizacji w rzeczywistości. Z jakichś przecież powodów produkcja poszczególnych dóbr odbywała się w innych krajach. Wydaje się, że pierwszym efektem będzie więc wzrost cen. To też będą większe wpływu do budżetu, które mogłyby być przeznaczone chociażby na programy socjalne, ale Donald Trump bardziej myśli o obniżaniu podatków, i to głównie dla bogatszych. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że Trump wygrał wybory głównie dlatego, że przez cztery lata rządów demokratów, czyli Joe Bidena, dochody gospodarstw domowych w USA nie wzrosły realnie. Ludzie byli tym po prostu zirytowani i postanowili znów dać szansę Trumpowi. Co ciekawe, po wyborach został przeprowadzony sondaż dotyczący oczekiwań inflacyjnych, którego wyniki są szokujące. Ci, którzy głosowali na republikanów, spodziewają się, że inflacja spadnie do zera. Zwolennicy demokratów uważają z kolei, że wzrośnie. To oznacza, że pole do rozczarowania wyborców, którzy głosowali na obecnego prezydenta, jest duże. Trzeba przy tym pamiętać, że cykl wyborczy w Stanach Zjednoczonych jest stosunkowo krótki, trwa dwa lata, bo przecież co dwa lata są wybory do Kongresu. Zobaczymy więc, jak przy prawdopodobnym wzroście inflacji zareagują wyborcy Trumpa. Ponadto nie wiemy też, jak zareaguje Fed. Mamy przecież wysokie stopy procentowe, dług do PKB jest na rekordowym poziomie, a i deficyt budżetowy jest duży. Donald Trump krytykował zresztą Fed, mówiąc, że ten powinien obniżać stopy, i próbuje na nim wywierać presję. Jeśli jednak będziemy mieli do czynienia ze wzrostem cen spowodowanym cłami i ograniczeniem migracji, to tym bardziej z uwagą trzeba będzie śledzić działania Fedu i nastroje konsumentów. Konsekwencje wprowadzania obietnicy wyborczej wcale nie muszę bowiem być takie, jak wyborcy sobie wyobrażali.

Rynki w poniedziałek na cła zareagowały dość nerwowo. Mieliśmy spadki na giełdach, umacniał się dolar, traciło euro oraz złoty. To jest ten efekt szoku czy jednak element, który wywraca rynkowy stolik?

Myślę, że szok to za duże słowo, bo to, co się stało, nie było zupełnie niespodziewane. Oczywiście widać było wyraźną przecenę chociażby meksykańskiego peso czy dolara kanadyjskiego, ale to nie było całkowite załamanie. Już wcześniej bowiem te waluty dyskontowały potencjalne cła. Euro osłabiło się, ale przecież ostatnio też prezentowało się całkiem nieźle, więc bardziej można mówić o oddaniu tych wzrostów. Moim zdaniem można więc mówić o czysto ekonomicznej reakcji. Nieco bardziej skomplikowana sytuacja jest zaś z obligacjami. Rentowności niemieckich papierów się obniżyły, ale już w przypadku polskich widać było nieznaczny wzrost. Pojawiła się bowiem na rynkach awersja do ryzyka. Cła to kolejny szokowy scenariusz, który z pewnością nie pomaga globalnej gospodarce. Siłą rzeczy wzrost awersji do ryzyka nie pomaga więc rynkom wschodzącym.

Wrócę jeszcze raz do pytania… cła to pretekst do korekty czy początek zmiany trendu na rynkach?

Jest to pretekst do korekty pod warunkiem, że nie będziemy mieli do czynienia z prawdziwym wojnami celnymi. One są dewastujące nie tylko dla czysto realnej gospodarki i wymiany handlowej. One są także dewastujące dla geopolitycznych relacji. To jest coś, czego w delikatnej sytuacji międzynarodowej byśmy sobie nie życzyli. Jeśli więc Donald Trump po prostu uznał, że musi spełnić obietnice wyborcze i na tym się zatrzyma, to jednak powinna być to bardziej korekta. Przy tak nieprzewidywalnej i niestandardowej administracji największej gospodarki świata ciężko jest jednak przewidzieć, jak to się dalej potoczy.

Z perspektywy rynkowej da się jakoś „rozegrać” cła czy to jest bardziej śledzenie wydarzeń na bieżąco i szybka reakcja na nie?

Raczej skłaniałbym się do tego drugiego. Każda godzina i każdy dzień mogą bowiem przynosić nowe informacje, gdyż reakcja rynkowa będzie miała charakter wielokierunkowy. Pytaniem jest chociażby to, jak zachowa się Fed. Jeśli uzna, że inflacja wzrośnie, ale będzie to, jego zdaniem, efekt szokowy, i będzie skłaniał się do tego, by patrzeć na dłuższy termin, to może pozostać na ścieżce obniżek stóp. Jeśli jednak będzie patrzył na wzrost oczekiwań inflacyjnych gospodarstw domowych, to może to wywołać jego reakcję w postaci ostrzejszej polityki. Wtedy dla giełdy amerykańskiej, ale i nie tylko, byłby to bardzo zły sygnał i mielibyśmy dalsze spadki. Osobiście uważam jednak, że giełda amerykańska już teraz jest przewartościowana. Jeśli być na rynku akcji, to jednak stawiałbym na Europę, gdzie dyskontuje się niekorzystne trendy, które mamy w gospodarce europejskiej. Dotyczy to również Polski, gdzie perspektywy gospodarcze pozostają cały czas pozytywne. 

Inwestycje
Kto zastąpił na amerykańskiej giełdzie spółki technologiczne?
Inwestycje
Ropa naftowa oddaje tegoroczne zyski. Tylko na chwilę?
Inwestycje
Ceny kawy z nowymi rekordami
Inwestycje
Eryk Szmyd, analityk XTB: Zaskoczenie przyszło z Chin
Inwestycje
Kuczyński z DI Xelion: Polskie aktywa w styczniu odżyły
Inwestycje
Potrzebujemy więcej różnorodności we władzach spółek