Donald Trump ogłosił w weekend nałożenie cen na Meksyk, Kanadę i Chiny. Jak istotne jest to wydarzenie z punktu widzenia globalnej gospodarki?
Cła są instrumentem, który wprowadza zakłócenia do handlu międzynarodowego, ponieważ ci, którzy sprzedają, z dnia na dzień zostają obłożeni dodatkowym kosztem. Ich produkty stają się więc droższe. Ci, którzy kupują, mogą przez to szukać alternatywnych dostawców, ale to też nie jest takie proste. Odbija się więc to na dostępie do poszczególnych produktów, długoterminowa ekonomika produkcji zostaje zakłócona i muszą też następować określone reakcje. W pierwszej kolejności reagują waluty, gdyż to one w naturalny sposób wyrównują konkurencyjność. Reakcja widoczna jest jednak też na giełdach, bo zyski spółki zależą od tego, jak jest kształtowany handel międzynarodowy.
Czytaj więcej
Kanada i Meksyk stoją w wojnie handlowej z USA na gorszej pozycji, a zostały potraktowane ostrzej niż Chiny. Prezydent USA zapowiada również uderzenie handlowe w Unię Europejską.
Cła to jednak też broń obosieczna. Chociażby Kanada przecież też już zapowiedziała cła odwetowe. Co to będzie oznaczało dla amerykańskiej gospodarki?
W bajkowym scenariuszu nakładanie ceł na partnerów czy też rywali handlowych oznaczałoby większe wpływy do budżetu z tytułu ceł, a poza tym produkcja dóbr, które kupujemy, poprzez sztuczne podniesienie konkurencyjności mogłaby się przenieść do kraju. Ten scenariusz jest jednak niemożliwy do realizacji w rzeczywistości. Z jakichś przecież powodów produkcja poszczególnych dóbr odbywała się w innych krajach. Wydaje się, że pierwszym efektem będzie więc wzrost cen. To też będą większe wpływu do budżetu, które mogłyby być przeznaczone chociażby na programy socjalne, ale Donald Trump bardziej myśli o obniżaniu podatków, i to głównie dla bogatszych. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że Trump wygrał wybory głównie dlatego, że przez cztery lata rządów demokratów, czyli Joe Bidena, dochody gospodarstw domowych w USA nie wzrosły realnie. Ludzie byli tym po prostu zirytowani i postanowili znów dać szansę Trumpowi. Co ciekawe, po wyborach został przeprowadzony sondaż dotyczący oczekiwań inflacyjnych, którego wyniki są szokujące. Ci, którzy głosowali na republikanów, spodziewają się, że inflacja spadnie do zera. Zwolennicy demokratów uważają z kolei, że wzrośnie. To oznacza, że pole do rozczarowania wyborców, którzy głosowali na obecnego prezydenta, jest duże. Trzeba przy tym pamiętać, że cykl wyborczy w Stanach Zjednoczonych jest stosunkowo krótki, trwa dwa lata, bo przecież co dwa lata są wybory do Kongresu. Zobaczymy więc, jak przy prawdopodobnym wzroście inflacji zareagują wyborcy Trumpa. Ponadto nie wiemy też, jak zareaguje Fed. Mamy przecież wysokie stopy procentowe, dług do PKB jest na rekordowym poziomie, a i deficyt budżetowy jest duży. Donald Trump krytykował zresztą Fed, mówiąc, że ten powinien obniżać stopy, i próbuje na nim wywierać presję. Jeśli jednak będziemy mieli do czynienia ze wzrostem cen spowodowanym cłami i ograniczeniem migracji, to tym bardziej z uwagą trzeba będzie śledzić działania Fedu i nastroje konsumentów. Konsekwencje wprowadzania obietnicy wyborczej wcale nie muszę bowiem być takie, jak wyborcy sobie wyobrażali.
Rynki w poniedziałek na cła zareagowały dość nerwowo. Mieliśmy spadki na giełdach, umacniał się dolar, traciło euro oraz złoty. To jest ten efekt szoku czy jednak element, który wywraca rynkowy stolik?
Myślę, że szok to za duże słowo, bo to, co się stało, nie było zupełnie niespodziewane. Oczywiście widać było wyraźną przecenę chociażby meksykańskiego peso czy dolara kanadyjskiego, ale to nie było całkowite załamanie. Już wcześniej bowiem te waluty dyskontowały potencjalne cła. Euro osłabiło się, ale przecież ostatnio też prezentowało się całkiem nieźle, więc bardziej można mówić o oddaniu tych wzrostów. Moim zdaniem można więc mówić o czysto ekonomicznej reakcji. Nieco bardziej skomplikowana sytuacja jest zaś z obligacjami. Rentowności niemieckich papierów się obniżyły, ale już w przypadku polskich widać było nieznaczny wzrost. Pojawiła się bowiem na rynkach awersja do ryzyka. Cła to kolejny szokowy scenariusz, który z pewnością nie pomaga globalnej gospodarce. Siłą rzeczy wzrost awersji do ryzyka nie pomaga więc rynkom wschodzącym.