Jest dziwny czas czarnych łabędzi, rośnie zmienność w gospodarce, na horyzoncie recesja, a tymczasem wyceny spółek na giełdach rosną. Nie dziwi to pana?
Rzeczywiście, mamy ciekawy czas na rynku wycen. Na amerykańskim S&P 500 mieliśmy rollercoaster, od dołków covidowych (spadek o ponad jedną trzecią), później wzrost o ponad 100 proc., ponownie spadek o ok. 25 proc. i teraz mamy tendencję wzrostową. Duża zmienność jest też na rynku obligacji. Rentowność obligacji amerykańskich wahała się od 0,5 pkt proc. do 4,25 pkt proc.
To pytanie nurtuje inwestorów: dzisiaj na giełdach jest już drogo czy wciąż tanio?
Najlepszym punktem odniesienia jest historia. Spójrzmy na wskaźnik cena do zysku netto dla spółek z WIG20, który wynosi teraz 6,5. Spółki średnio kosztują 6,5-krotność ich zysku netto. Od 2008 r. średnia kształtowała się na poziomie ok. 12. 6,5 to jest bardzo tanio. Na rynku niemieckim sytuacja jest inna. Tam wskaźnik jest na poziomie 12, a historyczna średnia to 13. W Ameryce zaś S&P500 wynosi 19, a średnia historyczna to 16,5.