Trwa huśtawka nastrojów na światowych rynkach. Strach przeplatany jest nadziejami, jednak problem w tym, że strachu jest jakby nieco więcej. Jego powody pozostają w zasadzie te same: inflacja oraz związane z nią działania banków centralnych.
Ze skrajności w skrajność
W ostatnich dniach wszystkie oczy rynku znów były zwrócone na Rezerwę Federalną. Ta w środę wieczorem podniosła główną stopę procentową o 75 pkt baz., do przedziału 1,5–1,75 proc. To w zasadzie był ruch zgodny z oczekiwaniami. W środę S&P 500 zyskał nawet 1,5 proc. W czwartek nadzieja zamieniła się w strach. Wspomniany S&P 500 spadł o ponad 3 proc. Podobną przecenę zaliczył chociażby niemiecki DAX. Oprócz Rezerwy Federalnej swoje trzy grosze w postaci zacieśniania polityki dorzuciły inne banki centralne.
– Nastroje na rynkach wyraźnie się popsuły wobec nasilenia antyinflacyjnej ofensywy banków centralnych. Podwyżki stóp przez Fed, SNB i BoE sprawiają, że rosną rynkowe obawy o recesję. Oceny prawdopodobieństwa recesji w USA wśród części dużych amerykańskich banków detalicznych przekroczyły poziom 50 proc. (czyli de facto jest to ich scenariusz bazowy). Dodatkowo inwestorzy zaczynają kwestionować prognozy wyników spółek, uważając, że są zbyt optymistyczne. To wszystko sprawia, że awersja do ryzyka na rynkach rośnie, co obniża indeksy – wyjaśniają ekonomiści PKO BP.
Warszawa na czwartkowe spadki nie miała jak zareagować. Z racji Bożego Ciała mieliśmy wolne. To zaś zapowiadało nerwową piątkową sesję.