Emisje w ostatnim czasie wstrzymywała nie tylko wojna w Ukrainie, ale i niesprzyjająca sytuacja gospodarcza, która skłania społeczeństwo raczej do oszczędności niż inwestowania. Wspomniane aspekty wpłynęły na to, że w I kw. spółki zgromadziły około 4 mln zł. Choć widać już oznaki przebudzenia emitentów, to trzeba myśleć też o alternatywnych źródłach przychodów.
Na czym się zarabia?
Jedną z najważniejszych gałęzi przychodów jest właśnie wsparcie emisji crowdinwestycyjnej oraz prowizja od kapitału.
– Głównym składnikiem wynagrodzenia jest prowizja od zebranego kapitału (success fee) oraz opłata ryczałtowa za przygotowanie i poprowadzenie kampanii. W przypadku StockAmbit są to nie tylko klasyczne usługi poprowadzenia crowdfundingu, w tym opracowania dokumentacji formalnej niezbędnej do przeprowadzenia emisji, ale także inne działania konsultacyjne, w tym przygotowanie dla klienta strategii marketingowej – komentuje Radosław Jeziorski, prezes StockAmbit.
Choć prowizja od zebranej kwoty jest ważna, to eksperci zwracają uwagę na kilka innych potencjalnych źródeł przychodów.
– Podstawowym i głównym źródłem dochodu każdej platformy jest dostarczenie spółkom infrastruktury do przeprowadzenia kampanii crowdfundingowej. Wynagrodzenie za taką usługę najczęściej składa się z części stałej oraz części zmiennej uzależnionej od wartości pozyskanego przez spółki kapitału. W ramach takiej usługi spółki mogą liczyć na wsparcie w przygotowaniu kampanii oraz wskazanie dobrych praktyk w trakcie ich prowadzenia, ale także wsparcie we współpracy z zaangażowanymi w cały proces instytucjami m.in. z operatorem płatności. Każda platforma w ramach swoich wewnętrznych procedur powinna również przeprowadzić podstawowy audyt prawny, aby zweryfikować gotowość podmiotu do realizacji kampanii, a późniejsze działania związane z przyłączeniem nowych inwestorów do spółki przebiegały w sposób niezakłócony – wskazuje Piotr Majewski z Find Funds.