Jędrzej Wittchen: Myślę, że to będzie kolejny dobry rok

– Sprzedaż internetowa przynosi efekt kuli śnieżnej. To jeszcze przed nami – mówi Jędrzej Wittchen, prezes i główny akcjonariusz spółki Wittchen. Rozmawiamy o giełdzie, inwestycjach, dywidendzie i filozofii.

Publikacja: 01.04.2023 13:27

fot. mat. prasowe

fot. mat. prasowe

Foto: Exclusive

Czy urzeczywistniły się plany rozwoju firmy i pana jako założyciela z czasu debiutu na GPW? Było warto upubliczniać firmę czy nie?

Na to pytanie nie ma prostej odpowiedzi. Gdy myśleliśmy o giełdzie, to wyglądała ona trochę inaczej. Nie jestem specjalistą w tej dziedzinie – wypowiadam się raczej jako obserwator, ale mam wrażenie, że moi znajomi, którzy wprowadzali spółki do obrotu giełdowego i zachęcali nas, aby pójść tą drogą, zrobili to w pewniejszych czasach. Wydaje mi się też, że zaczął się okres kryzysów na giełdzie. Nie jest nam miło słyszeć, że nasz rynek należy do grona tych, które najmocniej odczuły spadek i nie najlepiej sobie dzisiaj radzą.

Z punktu widzenia prezesa mogę powiedzieć z pewnością, że obecność na giełdzie – pomimo jej licznych zalet – to również spore koszty i dodatkowe obowiązki, z których my, jako spółka giełdowa, musimy się wywiązać. Przykładów takich powinności jest sporo, można podać chociażby konieczność zatrudnienia coraz większej liczby pracowników.

Jednak z perspektywy czasu oceniam decyzję o upublicznieniu firmy jako dobrą. Wchodząc na giełdę, nasza firma pozyskała kapitał na rozwój, zaczęliśmy jeszcze bardziej umacniać pozycję na rynku jako ciesząca się prestiżem oraz szacunkiem marka. To plusy, które widzieliśmy i widzimy. Warto wspomnieć jeszcze o organizacji pracy – obecność inwestorów oraz mniejszościowych akcjonariuszy utrzymuje mnie i moje pomysły w ryzach, co osobiście uważam za duży plus.

A jako akcjonariusz jest pan zadowolony z wyceny firmy? Nie trzeba było na nią zbyt długo czekać?

Jesteśmy z żoną właścicielami około 75 proc. akcji firmy, a około 25 proc. jest w rękach innych akcjonariuszy. Od samego początku nasze wyniki giełdowe są na dobrym poziomie. Jedni doradcy mówili nam, że mamy za mały free float, dlatego z akcjami nic się nie dzieje. Inni, że jest on w sam raz i jest to sytuacja idealna.

Można powiedzieć, że odkąd zaczęliśmy więcej mówić o naszych wynikach finansowych, to sytuacja uległa znaczącej poprawie. Zdecydowanie należy tutaj wspomnieć o naszym debiucie w listopadzie 2015 roku, kiedy cena naszych akcji wynosiła 17 zł, co w tamtych czasach było dla nas naprawdę satysfakcjonujące. Później zaś przyszła pandemia i kurs akcji znacząco spadł, natomiast dzięki temu, że wykonaliśmy kawał solidnej pracy, to nasz kurs znów pnie się w górę.

30 zł to rekord w waszej historii giełdowej.

Tak, to rekord. Oczywiście marzę o tym, aby kurs był dużo wyższy. Myślę jednak, że do tego – jak mówią specjaliści – potrzebny jest odpowiedni sentyment rynku. Gdy wróci, wyceny będą jeszcze lepsze.

Giełdowi inwestorzy lubią firmy rozwijające się, ale niewymagające do tego dużych nakładów kapitałowych, czy emisji akcji. Czy wasza firma ma przełomowe plany wymagające dużych inwestycji? Odmrozicie budowę magazynu na tyłach siedziby?

Zanim odpowiem na to pytanie, dodam, że inwestorzy lubią dywidendę, a my ją regularnie wypłacamy. Tak też będzie prawdopodobnie w tym roku. Mam już pewne przypuszczenia co do jej wielkości, ale rekomendacji zarządu w tej sprawie można się spodziewać dopiero po publikacji sprawozdania finansowego za 2022 rok. Zapewne w maju.

Co do inwestycji, to nasz biznes wyraźnie zmienił się za ich sprawą. I to jest fantastyczne. Dzięki zwiększeniu roli e-handlu oraz ogromnym możliwościom, jakich dostarcza korzystanie z zasobów internetowych, można rozwijać markę przy mniejszych niż kiedyś nakładach finansowych. Dzięki temu firma rośnie w siłę i dopasowuje się do współczesnego konsumenta.

Jednak moim zdaniem nie można zapominać również o inwestycjach w magazyny i działania logistyczne. Są bardzo ważne. Tak jak pani wspominała, mieliśmy w planach rozbudowę magazynu, ale ostatecznie się z niej wycofaliśmy. I całe szczęście: rośniemy tak szybko, że ten planowany do rozbudowy magazyn nie spełniałby dzisiejszych wymogów firmy. Naszym asortymentem są walizki, a że staramy się realizować – o co często spierałem się z inwestorami – politykę pełnego magazynu, co zapewnia nam swoistego rodzaju bezpieczeństwo, to wkrótce będziemy potrzebować dużo większych przestrzeni niż wcześniej zakładaliśmy.

Proszę tylko zobaczyć, co stało się z firmami w pandemii. Jak łańcuchy dostaw zostały pozrywane. Natomiast to, co jest budujące, to fakt, że my wyszliśmy z tego kryzysu obronną ręką. Nadal będziemy inwestować w zapas magazynowy, uważamy, że inwestycja w towar zawsze się opłaca. Złotówka może być słabsza, ceny surowców wyższe, a nasz asortyment zawsze będzie potrzebny. Przy specyfice naszej działalności inwestycja w towar jest opłacalna.

Jeśli chodzi o kolejny magazyn, to myślimy dziś o inwestycji większej i w innym miejscu. Nie znamy jeszcze szczegółów, ale raczej nie zdarzy się to w tym roku. Warto również wspomnieć o naszej ekspansji na rynkach zachodnich, w której widzimy dalszy rozwój naszej firmy. Wejście na nowe rynki wiąże się rzeczywiście z większymi nakładami finansowymi, wynikającymi m.in. z otwierania nowych lokalizacji, jednak dzięki strategii opartej na showroomach liczba salonów jest mniejsza niż można by zakładać. Inwestujemy w dwa–cztery salony per kraj, realizując jednocześnie wejście w systemie omnichannelowym, czyli obecność zarówno w sklepie internetowym, jaki i salonach stacjonarnych czy popularnych marketplace’ach. Takie podejście pozwala nam na ekspansję i rozwój z jednoczesnym z zachowaniem optymalizacji kosztów. Nasza sieć w Polsce ma już ponad 20 lat. Tu także trzeba odświeżać i zmieniać dawne koncepty. A to oznacza, że inwestycje w salony także będą niemałe. Jeśli odsuniemy w czasie inwestycję w nowy magazyn, to będziemy dłużej korzystać z magazynu zewnętrznego. Musimy wówczas, wraz z rozwojem biznesu, zainwestować więcej także w rozwiązania logistyczne, np. pełną automatykę IT, po to, aby wszystko dobrze i sprawnie działało.

Zapowiadaliście, że 2023 r. otwarte zostaną salony w Czechach (2), na Węgrzech (1), w Rumunii (2 salony) oraz w Niemczech (3 salony). To aktualny plan?

Na pewne rzeczy nie mamy wpływu, ale staramy się, aby podane liczby były możliwe w realizacji.

W czwartym kwartale 2022 r. przychody grupy urosły o ponad 27 proc. A zyski? Pokusi się pan o podsumowanie wyników za miniony rok?

Myślę, że każdy, kto obserwuje nasze wyniki, zauważył że rok 2022 był rekordowy. To był najlepszy rok w historii naszej działalności. Chciałem podkreślić, że to, co się dzieje w ostatnim czasie, to też efekt naszej reakcji na pandemię. Gdy nastąpiła, to część firm zaczęła się zastanawiać, jak przeżyć, jak i gdzie ograniczać koszty. My tutaj wprowadziliśmy nie tylko system zarządzenia kryzysowego, ale także skoncentrowaliśmy nasze siły na aktywnościach przyspieszających rozwój.

Nasza strategia, zawarta jeszcze w prospekcie emisyjnym, zakładająca umacnianie pozycji w Polsce, próbę sprzedaży marki poza krajem, w Europie i dalej na rynkach światowych, po latach przyniosła efekty. Trochę to trwało, ale nie było w Polsce nikogo, kto w tak intensywny sposób prowadziłby biznes za granicą.

W trakcie pandemii, kiedy inne firmy przeszły na pracę zdalną, my pracowaliśmy na najwyższych obrotach, adaptując nasze biuro czy organizację pracy do nowej rzeczywistości tak, aby nasi pracownicy w sposób bezpieczny mogli realizować zadania. Stworzyliśmy dobrze działającą machinę, która sprawdziła się i sprawdza nadal. Wierzymy w pracę stacjonarną – na naszym przykładzie widać, że się sprawdza.

Uważam, że sprzedaż internetowa przynosi efekt kuli śnieżnej – najpierw jest niewielka, z czasem nabiera masy, aby wreszcie imponować swoją wielkością. To wszystko jest jeszcze przed nami. Tak bym to podsumował.

Zobaczymy w tym roku próbę wyjścia poza Europę w państwa wykonaniu?

Mam nadzieję, że tak.

Jaki to będzie kierunek?

Wolę tego teraz nie mówić, ponieważ każda deklaracja jest zobowiązaniem, z którego musimy się wywiązać, chociażby przed inwestorami. Wolę za to pozytywnie zaskoczyć. Chciałbym, aby inwestorzy zrozumieli, że skoro prowadzimy biznes na 30 platformach e-commerce i ciągle rośniemy w siłę, to staramy się utrzymać pełne magazyny. Prowadzimy biznes w stylu klasycznym, tradycyjnie.

Co to znaczy?

Być zaangażowanym, wkładać w biznes serce, a jednocześnie podejmować odważne decyzje. Studia skończyłem w 1984 roku. Z wykształcenia jestem geografem i zawsze bardzo chciałem podróżować po odległych rejonach. Moje studia wyglądały tak, że jak tylko skończył się stan wojenny, to zorganizowałem wyprawę na drugi koniec świata. Prawie sześć lat byłem poza Polską: pracowałem w Indiach i obserwowałem, jak prowadzą biznes Azjaci. Gdy wróciłem do kraju, założyłem z żoną firmę, a kierujemy się wiedzą i doświadczeniem, które dały nam podróże. Zgodnie z zasadą tao, nadal bardzo dużą wagę przywiązujemy do intuicji. Sam nie jestem taoistą, ale wiele rzeczy podoba mi się u nich. Są doskonałymi obserwatorami, świetnie wyczuwają emocje i potrafią wejść do przysłowiowej rzeki w odpowiednim momencie. W biznesie chyba też tak trzeba: mieć plan, ale jednocześnie być czujnym na to, co dzieje się dookoła i mądrze dostosowywać działania.

Rozwój waszej grupy opiera się w dużej mierze na platformach e-commerce. Tymczasem świat tzw. big techów osłabł, czego przejawem są liczne zwolnienia. W e-commerce widać spowolnienie. Nie obawia się pan inwestycji w takim otoczeniu?

Myślę, że w całym spektrum rzeczy, które dzieją się w IT e-commerce jest dość dobrze poukładany. Rewolucji w handlu internetowym raczej nie będzie, chyba że będziemy produkty teleportować lub dostarczać dronami pod drzwi klientów. Przypomnę może, że w tym roku już nie mamy planów otwierania wielu kolejnych platform. Chcemy wgryzać się w to, co mamy i analizować dlaczego idzie nam tak, a nie inaczej na Amazonie czy Zalando, które nie bez przyczyny nazywane są cesarzami e-commerce.

Jest pokolenie, które nie pamięta tak wysokiej inflacji, jaką mamy dziś w Polsce. Pan pamięta? Jak sobie z nią radzicie?

Czerpiemy z doświadczeń z lat 90., kiedy inflacja przekraczała wszelkie znane normy. Trzeba było sobie z nią jakoś radzić: żonglować, wynajdować różne sposoby, aby biznes się opłacił. Świadomie założyliśmy firmę, która posiada swój brand i dystrybucję. Zarzuciliśmy za to produkcję: nie można mieć wszystkiego. Chcieliśmy wielokrotnie, aby produkcja odbywała się w Polsce, jednak po podjęciu wielu prób, ostatecznie nasz plan nie został zrealizowany w 100 procentach. Dzisiaj mamy ponad setkę aktywnych dostawców. Wybraliśmy najlepszych z najlepszych. Nieustannie szukamy nowych dostawców, wykorzystujemy efekty skali, dzięki czemu jesteśmy w stanie nadal zapewnić wysoką jakość produktów bez drastycznego podnoszenia cen. Optymalizacja stanowi efekt naszych codziennych działań.

Proszę spojrzeć – aktualnie mierzymy się z wysoką inflacją, wcześniej dotknęła nas pandemia. To właśnie dzięki tej optymalizacji jesteśmy w stanie utrzymać naszą jakość i ofertę. I, jak się okazuje, nawet w szczycie inflacji można mieć nieco wyższą marżę.

Badania pokazują, że konsumenci szukają oszczędności.

To prawda, że ludzie zaczynają mniej wydawać. Ale my nie mamy na to wpływu. Nie denerwujemy się tym, ale przede wszystkim zajmujemy się swoją pracą, bez skupiania się na tym, na co nie mamy wpływu. A ostatnie wyniki pokazują, że nawet na tak nasyconym rynku jak polski mamy duży wzrost.

Dzięki czemu?

Muszę się pani zwierzyć, że kiedyś nasza firma nie rozwijała się tak szybko. Byliśmy postrzegani wyłącznie jako marka droga, luksusowa. Zorientowaliśmy się jednak, że można stosować segmentację rynku, tak jak robił w tamtym czasie Mercedes, którego samochody można kupić nie tylko za 2–3 mln, ale również za 100–200 tys. Wykorzystując ten element, jesteśmy w stanie różnicować naszą ofertę, docierać do wciąż nowych nabywców, poszerzać swoje udziały.

Cieszy nas ponowne ożywienie w turystyce i to, że Polacy wrócili do podróży. Z drugiej strony mamy w Polsce nowych klientów: Ukraińców, którzy uciekli przed wojną.

Czy pod marką Wittchen pojawi się nowy rodzaj asortymentu?

Chwilowo nie planujemy takich działań. Nasza strategia obejmuje głównie rozszerzenie rynku sprzedaży. Koncentrujemy się na pozyskiwaniu coraz większych udziałów na rynku polskim i zagranicznym, mocno stawiamy również na e-commerce.

2023 rok przyniesie podobną dynamikę wzrostu wyników grupy jak miniony?

Myślę, że to będzie kolejny dobry rok: zwiększamy sprzedaż terytorialnie, a tam, gdzie już jesteśmy, to rośniemy szybciej. Pokazują to wyniki z ostatnich trzech miesięcy. I tyle dziś mogę na ten temat powiedzieć.

Jędrzej Wittchen (ur. 1962) jest założycielem i głównym akcjonariuszem firmy Wittchen prowadzącej sieć sklepów z galanterią skórzaną, odzieżą i walizkami. Wraz z żoną Moniką dysponuje w sumie około 75 proc. walorów giełdowej firmy. Prezesem spółki akcyjnej o tej nazwie został w 2010 roku. Z wykształcenia jest geografem i geologiem. Ukończył Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. W 2008 roku otrzymał tytuł Europejczyka Roku w kategorii przedsiębiorca.

Handel i konsumpcja
Kłopoty Wittchenu z Amazonem
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Handel i konsumpcja
Zyski wyzwaniem w e-handlu odzieżą
Handel i konsumpcja
Allegro otwiera dla sprzedawców B2B rynek czeski
Handel i konsumpcja
Ruszyło duże IPO spółki Studenac. Co trzeba wiedzieć o ofercie
Materiał Promocyjny
Samodzielne prowadzenie księgowości z Małą Księgowością
Handel i konsumpcja
Są trzy nowe rekomendacje dla Żabki. Akcje wreszcie drożeją
Handel i konsumpcja
Studenac odsłonił karty. Rusza z IPO