Ukraina, nazywana niekiedy spichlerzem Europy, utraciła znaczną część zdolności produkcyjnej i eksportowej żywności. Według analityków ING przed wojną Ukraina zapewniała blisko 17 proc. eksportu zbóż na świecie. Była także czwarta na liście największych eksporterów kukurydzy i pierwsza na świecie w eksporcie nasion słonecznikowych.
Wojna zniszczyła jednak potencjał produkcyjny tego kraju. Według administracji prezydenta Zełenskiego blisko połowa ukraińskich przedsiębiorstw zawiesiła działalność, a pozostałe musiały znacząco zmniejszyć zakres operacji. Do tego Ukrainę opuściło ponad 4 mln ludzi, co spowodowało niedobory siły roboczej. Nawet gdyby Ukraińcy byli w stanie wyprodukować żywność, to i tak mieliby poważne problemy z jej eksportem na skutek blokady morskiej oraz uszkodzeń infrastruktury – aż 80 proc. ukraińskiego eksportu zbóż odbywało się drogą morską. Dziś z ukraińskich portów nie wyrusza ukraińska żywność – według administracji morskiej Panamy, gdzie rejestrowane są zazwyczaj statki handlowe, rosyjska flota zatrzymała prawie 300 statków przed opuszczeniem Morza Czarnego.
Analitycy ING podkreślają, że ograniczony napływ zbóż ze wschodu pozwoli konkurentom skorzystać na szoku podaży. Przewidywany jest zwłaszcza wzrost produkcji zbóż w Stanach Zjednoczonych, gdzie rolnicy mają skupić się na sadzeniu zboża, kukurydzy i soi tej wiosny.
Beczka prochu
Niepokój wśród analityków wywołał zwłaszcza wzrost cen zboża. Eksport z Rosji i Ukrainy często stanowi kluczowy element struktury zaopatrzenia żywnościowego w niestabilnych krajach rozwijających się – zwłaszcza na Bliskim Wschodzie. Chociażby Egipt jest głównym importerem rosyjskiego i ukraińskiego zboża – według danych Observatory of Economic Complexity aż 85 proc. zboża sprowadzanego do tego kraju pochodzi z Rosji i Ukrainy. Zależni są także Libańczycy, którzy importują aż 75,5 proc. zboża z obu tych krajów. Pogrążony w wojnie Jemen także jest jednym z głównych importerów żywności z Rosji i Ukrainy. Jednak oba państwa zaopatrują także rynki spoza Bliskiego Wschodu, jak Turcję, Indonezję, Bangladesz czy Maroko. ONZ ostrzega, że wiele z tych państw „znajduje się krok od klęski głodu". Kraje te są w potrzasku, jako że globalny wzrost cen zboża i nawozów, a także lokalne niedobory wody ograniczają ich zdolność importową i produkcyjną żywności.
Problemy z dostawami oraz rosnące ceny mogą być źródłem konfliktu. Przed wybuchem tzw. arabskiej wiosny ceny zboża drastycznie wzrosły w krajach Bliskiego Wschodu. Przełożyło to się na ceny żywności, gdzie chociażby w Egipcie za chleb przyszło zapłacić blisko o 37 proc. więcej. Biorąc pod uwagę sytuację na rynku żywności podczas pandemii, wzrost cen żywności na Bliskim Wschodzie w ciągu ostatnich lat był większy niż przed wybuchem arabskiej wiosny.
W obliczu klęski arabskiej wiosny, a więc i triumfu autorytaryzmu, podstawy do niezadowolenia społecznego w wyniku represji i korupcji nadal istnieją. Już w 2018 r. mieszkańcy Jordanii przeprowadzili ogólnokrajowe protesty przeciwko zlikwidowaniu przez rząd zasiłków na zakup żywności. W 2019 r. protestowali Irakijczycy. Jak podkreśla Atlantic Council, amerykański think tank ściśle powiązany z NATO, ryzyko niepokojów nie może być zignorowane – fala rewolucji mogłaby doprowadzić do kolejnego kryzysu uchodźczego.