Wyprzedaż należących do Andersena dzieł sztuki potrwa tydzień i przybierze różne formy. Każdy z 2000 eksponatów - obrazów, plakatów, rzeźb, fotogramów - ma wyznaczoną cenę. Może je kupić każdy, kto odwiedzi chicagowski biurowiec. Natomiast 1300 perełek kolekcji zostało wystawionych na sprzedaż podczas aukcji, która odbyła się wczoraj.

- Na piętnastym piętrze zgromadziliśmy eksponaty, których nabycie jest - w naszej ocenie - najkorzystniejszą inwestycją - wita odwiedzających "biurowe biennale" Emily Nixon, której firma - Nixon Art Association - wybrała 300 dzieł sztuki do kolekcji Arthura Andersena. Obecnie wszystkie czekają na nabywcę. Zostały wycenione bardzo korzystnie, na ok. 75% rynkowej wartości.

Kolekcja Andersena powstała dzięki trwającym pięćdziesiąt lat zakupom dzieł sztuki. Specjaliści nie uważają jej jednak za szczególnie cenną. Andersen nie gromadził dzieł sztuki z myślą o zaszokowaniu interesantów imperialnym przepychem. Kolejne zarządy audytora chciały jedynie stworzyć przyjemną atmosferę w biurach firmy. Dominują prace artystów raczej nieznanych w Europie, chociaż można się wśród nich doszukać również dzieł samego Salvadora Dali.

Wśród odwiedzających biurowe galerie pojawiają się byli pracownicy Arthura Andersena, tacy jak Jim Kent, były członek ścisłego zarządu firmy, który obecnie prowadzi własną firmę konsultingową. Dziennikarzowi "Chicago Tribune" zwierzył się, że ma zamiar kupić kilka obrazów, które towarzyszyły mu przez wiele lat pracy. Chce je zabrać do nowej firmy, ocalić wspomnienia...

Z powodu upadku Arthura Andersena 28 tysięcy ludzi w Stanach Zjednoczonych oraz 85 tysięcy w innych krajach musiało szukać nowej pracy. Prokuratorzy prowadzący postępowanie przeciwko audytorowi uważają, że to nie oni zniszczyli Arthura Andersena. Ich zdaniem audytora, zniszczyły błędne decyzje jego zarządu.