Agresywna polityka fiskalna koalicji rządzącej SPD-Zieloni doprowadziła w Niemczech do sytuacji, w której największa gospodarka Europy stała się kompletnie nieopłacalna zarówno dla firm, jak i samodzielnych przedsiębiorców. Podatki i koszty pracy są za wysokie, jest za dużo biurokracji, a na dodatek rząd ciągle wprowadza nowe obciążenia dla firm. Od marca 2003 r. ubyło prawie 500 tys. miejsc pracy. Powodem takiego stanu rzeczy są oszczędności w firmach, zwolnienia, bankructwa oraz ucieczka przedsiębiorstw za granicę. Jak twierdzi z kolei szef DIKH Georg Braun, coraz gorsza sytuacja wśród rodzimych przedsiębiorstw to głównie efekt ciągłych zmian w prawie. Chaos ustawodawczy oraz zbytnie obciążenie fiskalne firm wymuszają na nich ucieczkę, głównie na Wschód.
Kłody pod nogi
Po tym, jak ostatnio rząd nałożył na firmy tzw. podatek ekologiczny, a na zwykłych obywateli obowiązek płacenia kaucji za metalowe puszki po napojach, teraz koalicjanci postanowili o wprowadzeniu kolejnych obciążeń. Chodzi o certyfikaty emisji dwutlenku węgla oraz tzw. Ausbildungplatzumlage, kolejnego podatku dla pracodawców.
W pierwszym przypadku cena certyfikatów wykupywanych przez firmy produkcyjne, które emitują więcej dwutlenku węgla niż w latach 2000-2002, mają w najbliższym okresie drastycznie wzrosnąć. Już teraz wiele osób obawia się odpływu tego typu firm za granicę, szczególnie z regionu Północnej Nadrenii-Westfalii, gdzie znajduje się 40% niemieckich przedsiębiorstw emitujących dwutlenek węgla.
Ausbildungsplatzumlage to z kolei podatek, który będą musieli płacić pracodawcy, którzy wśród swojej załogi nie będą zatrudniać co najmniej 7% uczniów. Wiele firm może nie być w stanie tego zrobić, chociażby ze względu na brak chętnych. Szacuje się, że z tego tylko powodu w najbliższych latach z niemieckich przedsiębiorstw odpłynie aż 2,7 mld euro.